Wyobraźmy sobie starą, ludwikowską komodę pomalowaną farbami w stylu graffiti, albo oryginalną, francuską berżerę tapicerowaną plastikową ceratą. Czy to wandalizm, czy może nowa forma wyrazu młodych "przetwórców" mebli?
Prace grupy projektowej Jimmie Martin, siostrzanego duetu Le Tramac czy Squintlimited zdają się potwierdzać, że duch postmodernizmu, krąży również we wnętrzach i ich wystroju. Zaskakująca fuzja dawnych stylów współczesnymi środkami artystycznego wyrazu sprawia, że "nowe-stare" meble mają bardziej osobisty, indywidualny charakter, ale przede wszystkim bije od nich ogromny ładunek ironii i specyficznego poczucia humoru. Dekoracyjność zastępuje prostotę, a eklektyzm wygrywa ze stylistycznym rygorem. Produktem wyjściowym są zawsze stare meble (czasem łowione z miejskich śmietników), traktowane jako rodzaj czystego blejtramu czekającego na wypełnienie. Potem pojawiają się m.in soczyste kolory, kontrastowe zestawienia, sprejowane napisy, folia pcv jako tkanina obiciowa. Efekt z pewnością zaskakuje, a często również szokuje. Klasyczna berżera wyglądająca jak wielki soczysty lizak, komoda z nogami kabriolowymi (znanymi już w starożytności)n zamazana napisem "imperfection", czy słynne Egg Chair Arne Jacobsena z 1958r obszyte skrawkami tkanin w stylu patchwork - robią wrażenie. A wszystko w myśl zabawy konwencją. Jak pisał, ojciec postmodernizmu - John Barth - wszystko już było. A zatem czas na przetwarzanie. Czemu nie "wybić" również mebli z ich historycznego kontekstu?
Agata Hasiak
Zobacz także: