Życie w niemieckim zamku, czyli dantejska sielanka

Ich ucieczka była spektakularna. Porzucili Mediolan i swój ultranowoczesny apartament dla starego zamku na bawarskiej prowincji. Luksemburski designer i niemiecka artystka, twórcy marki Dante - Goods and Bads, odkryli, że bycie na marginesie wielkich wydarzeń bardziej inspiruje.

Żeby zrozumieć tych artystów, trzeba zacząć od "Epilogu". Tak nazwali wymyślony przez siebie stolik koloru szarego w kształcie obciętej słoniowej nogi. Zabawny, praktyczny (może też pełnić rolę podestu na doniczkę z kwiatkiem), ale i trochę makabryczny. Bo o to chodziło luksemburskiemu projektantowi Christophe'owi de la Fontaine i jego żonie, artystce i filozofce Aylin Langreuter, kiedy zakładali własną firmę Dante - Goods and Bads. Nie tylko o wytwarzanie dóbr, ale i "zeł". Przedmiotów, które wywołują sprzeczne uczucia, są nie tylko ładne, intrygujące i funkcjonalne, ale powodują pewien psychiczny dyskomfort. Inny przykład z ich arsenału to "X", czyli toporek Marii Antoniny zakończony ozdobnymi frędzlami. Naprawdę "zły" - bo taki piękny i użyteczny, a zarazem mówi o obcinaniu głowy.

Póki co "dobra" mają ilościową przewagę nad "złami" w ofercie marki Dante, choć jej strona internetowa otwiera się słynnym dantejskim hasłem "Porzućcie wszelką nadzieję, którzy tu wchodzicie". Prowokacja i poczucie humoru to elementy strategii Christophe'a i Aylin, którzy od dwóch lat tworzą samodzielny brand. Wcześniej przez wiele lat mieszkali w Mediolanie, gdzie Christophe miał posadę w biurze projektowym wielkiej Patricii Urquioli - dla niejednego designera marzenie ściętej głowy. A jednak postanowili pójść na swoje. Zwolnić bieg, zmienić krajobraz i uniezależnić się.

Wykonali radykalny krok - przeprowadzili się do innego kraju, z metropolii na wieś, z nowoczesnego apartamentu do obronnej twierdzy - XIV-wiecznego zamku Haggn o grubych murach, szprosowych oknach i wieżach z cebulowymi kopułkami. Znaleźli go przypadkowo, przeglądając oferty biura obracającego nieruchomościami i klikając na folder "pozostałe". Zauroczeni, postanowili kupić zamek, wyremontować go i w nim zamieszkać.

Kto tu mieszka? Aylin Langreuter, artystka i filozofka, z mężem Christophem de la Fontaine, designerem; są założycielami marki Dante - Goods and Bads, mają dwójkę dzieci. Gdzie? W Niemczech, Zamek Haggn w Neukirchen. Metraż: około 500 m2.

Nowe miejsce, otoczone sielskim bawarskim krajobrazem, dało rodzinie z dwójką dzieci nie tylko większą przestrzeń życiową - 500 m2 - ale przede wszystkim inspirującą, nasączoną przeszłością przestrzeń kreacji. Komnat wystarczyło na komfortowe mieszkanie, biuro, sklep, a nawet laboratorium do wytwarzania prototypów mebli, lamp i dodatków. - Zostaliśmy dobrze przyjęci przez ten dom - wspomina Aylin ze śmiechem i opowiada historię, jak to zeskrobali kawałek wilgotnego tynku przy drzwiach wejściowych i ich oczom ukazał się fresk z ozdobną banderolą, która bardzo przypominała... logo ich firmy.

- Nasi przyjaciele myśleli, że zwariowaliśmy - wyznaje Christophe. Bo kto o zdrowych zmysłach porzuca Mediolan i apartament w Casa Rustici, kultowym budynku włoskiego racjonalizmu, i bierze się za remont średniowiecznego zamku?

Ale ich uwiodła ta bajkowa wizja. Poza tym zamek kosztował tyle co trzypokojowe mieszkanie w Monachium i był w dobrym stanie technicznym. Pasował też do nich pod jednym względem - był kompletnie nowym wyzwaniem, a Christophe i Aylin zawsze ich poszukiwali. Na parterze urządzili sobie biura i kuchnię, na piętrze całą resztę. We wnętrzach śmiało połączyli szlachetne pozostałości dawnych wieków z designem ostatnich dziesięcioleci. W półkoliste sklepienia, sztukaterie, starą stolarkę z niespotykanie szerokimi deskami podłogowymi wpisały się lekkie meble, współczesne dzieła sztuki (głównie autorstwa Aylin) i nasycone kolorami antyki, jak choćby kaflowy piec czy bardzo dekoracyjnie intarsjowana szafa. Każde z pomieszczeń zyskało swój barwny motyw przewodni. W salonie - biel, w sypialni - pudrowy róż i szarość, a w pokojach gościnnych - żółty.

Ważnym krokiem w oswajaniu zamkowej architektury były dywany, kupione u pewnego mediolańskiego handlarza. Właściciele marki Dante chcieli tapicerować nimi firmowane przez siebie fotele Santo. Ale rzucone na podłogę tak świetnie zagrały, że zdecydowali się pozostawić im tradycyjną funkcję.

Pytani, czy tęsknią za Włochami i wielkim miastem, odpowiadają, że nie. Mają tu tyle miejsca... Zaprzyjaźnili się z miejscowymi, a dzieci mogą wyszaleć się w przyzamkowym ogrodzie. Namiastkę Italii mają w lokalnym supermarkecie w postaci dobrego wyboru win i wędlin, występuje tam nawet ich ulubiony biały ser w kształcie sakiewki - burrata. A wiejskie życie potrafią sobie urozmaicić. Jeżdżą po całej Europie na targi meblowe i do swoich włoskich producentów, odwiedzają przyjaciół i współpracowników (dla marki Dante tworzą też inni designerzy, na przykład Pietro Russo). A kiedy zasiadają przy stole z włoską opiekunką do dzieci, spotkanie przypomina konferencję międzynarodową: mama rozmawia z dziećmi po niemiecku, ojciec - po luksembursku, a z opiekunką rozmawiają po włosku.

Poza wszystkimi zaletami zamek i jego zabytkowa przestrzeń są bardzo dla mieszkańców inspirujące. Historia współpracuje z teraźniejszością, sztukaterie wytrzymują zestawienie z kolorowymi neonówkami, a XIX-wieczna grafika Gustawa Doré - z nieposkromioną wyobraźnią Aylin Langreuter. Artystka z wrodzonym sobie poczuciem humoru dorysowała do mrocznego krajobrazu dziewiczej puszczy równie mroczny sztafaż w postaci... samochodu w obłokach dymu wydobywającego się spod maski. W innej swojej pracy dokonała zabawnego rozwinięcia naczelnego hasła modernistów "forma podąża za funkcją" i napisała "funkcja podąża za bajką". Żeby na to wpaść, trzeba było wyprowadzić się z mieszkania maszyny i osiąść za górami, za lasami.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.