Pożegnał Madryt, by zamieszkać z widokiem na góry Kastylijskie

Młody hiszpański grafik, zmęczony stresem i tętniącą nieustającym gwarem metropolią, postanowił porzucić miasto. Wiedziony nieodpartą chęcią kontaktu z naturą zamieszkał w lesie niemal sto kilometrów od Madrytu.

Kastylia i Leon. To właśnie tu znajduje się ponad połowa zabytków Hiszpanii. Obfity w monumentalne katedry, rozliczne kościoły i muzea region kusi bogactwem dzieł sztuki i niezwykłą architekturą. Co roku przyciąga rzesze turystów. Ale tu, do małej kastylijskiej wioski mało kto przyjeżdża. Jadąc asfaltową szosą w kierunku Madrytu, mijamy tabliczkę z napisem Castillejo de Mesleón, która wyznacza początek wsi. A nie dalej niż po kilku kilometrach podobna tabliczka nas żegna. Bo ta niewielka osada liczy kilkadziesiąt niepozornych domów i jeden romański kościół pod wezwaniem Nuestra Senore de la Asuncion. Na wieżyczkach dzwonnicy co roku z pierwszymi promieniami słońca zakładają gniazda bociany, a na łąkach otaczających świątynię pasą się leniwie owce. Chociaż zabytkowa budowla pamięta pewnie jeszcze wiek XI, skromna fasada z ciosanego kamienia nie przypomina bogactwa słynnej katedry w Santiago de Compostela. A przecież to tędy wiedzie trasa pielgrzymkowa św. Jakuba. Co dzień przecinają ją tysiące samochodów i autokarów, ale niewiele zatrzymuje się tutaj. Upalne, suche lata, dokuczliwe, mroźne zimy nie zachęcają także do osiedlania się w tej części kraju.

Tino, młody mieszkaniec Madrytu, okazał się wyjątkiem. Postanowił wyjść na przekór niedogodnościom i wybudować tu dom. Na co dzień zajmuje się projektowaniem graficznym. W Madrycie spędził większość swojego życia, kocha to miasto otwarte, barwne, dynamiczne, nieco frywolne jak w filmach Almodóvara. W Madrycie skończył studia w Instituto Europeo di Design, pracował w wielu agencjach reklamowych. W Studio Banana, a potem w White Rock życie płynęło szybko i intensywnie. Niekończące się spotkania z klientami, presja czasu, dokuczliwy stres.

Kto tu mieszka? Tino de la Carrera, grafik projektant, współpracownik agencji reklamowych White Rock i Studio Banana Gdzie? Castillejo de Mesleón, wieś w?regionie Kastylia i Leon. Metraż: 130 m2

Kiedy przyszedł moment wypalenia, powiedział stop. W codziennej gonitwie zatęsknił za spokojnym azylem, który pozwoli mu odetchnąć. Zdecydował się zamieszkać za miastem, ale pod jednym warunkiem. Chciał uniknąć długich, męczących dojazdów i stania godzinami w zakorkowanych arteriach. Malownicza, leniwa wieś położona u stóp przełęczy Somosierry, oddalona od Madrytu niecałą godzinę drogi, wydała mu się idealną lokalizacją.

"Ten dom to impuls: włącza się, kiedy życie stawia nas pod ścianą. Żeby nie zwariować, trzeba wywrócić je do góry nogami. Ja tak zrobiłem" - opowiada Tino. Dom, ukryty w gęstym, dębowym lesie, nazwał wymownie Ex, na znak rozstania ze starym i otwarcia się na nowe. "Tu życie sączy się wolno jak dobre hiszpańskie wino w upalną, leniwą siestę. Odpoczywam, a kiedy mam ochotę zaszaleć, wskakuję w samochód i w niecałą godzinę jestem w Madrycie".

O zaprojektowanie domu poprosił studio Garcia German Architectos. Założenie było takie, że będzie to dom ekologiczny, który dyskretną formą nie będzie konkurował z urodą starego lasu. Stanęło na prostej bryle, a właściwie dwóch kubikach ustawionych jeden na drugim. W dolnej części zaplanowano salon z jadalnią, część sypialną oraz kuchnię, a na górze pracownię Tino. Żeby zminimalizować koszty budowy i później eksploatacji, zapadła decyzja, że dom w całości powstanie z prefabrykatów. Jako materiał konstrukcyjny wybrano drewniane bale wyprodukowane w fabryce w Austrii. Przy użyciu tego surowca projektanci zdołali w krótkim czasie stworzyć przestrzeń, która nie tylko nie zakłóca ekosystemu, ale w stu procentach zapewnia gospodarzowi komfortowe życie.

- Drewno jest doskonałą izolacją cieplną, co jest bardzo ważne przy tutejszym dość chimerycznym klimacie. Połączone z grubą warstwą wełny izolacyjnej grzeje jak porządna parka - śmieje się Tino. - Pozwala utrzymać naturalną wilgotność powietrza, a przy tym pięknie pachnie i wnosi do domu specyficzny mikroklimat. Drewnem zdecydowali się również wyłożyć fasadę budynku. Wykorzystali do tego szerokie, ryflowane deski sosnowe, które Tino zamówił u lokalnego stolarza w pobliskim Valsain.

Aby dom był w stu procentach energooszczędny, architekci przekonali właściciela do paneli solarnych. Pozyskują energię emitowaną przez słońce i przetwarzają ją na prąd elektryczny. -Teraz czuję się jak prawdziwy rolnik - żartuje gospodarz. - Na dachu urządziłem zielony ogród, żeby być jeszcze bliżej natury, a za domem zasadziłem warzywa.  Wnętrze postanowił urządzić sam. Chciał, żeby było przestronne, tak żeby nic nie zasłaniało widoku za oknami. Salon flankują dwie leżące na przeciw siebie przeszklone ściany. 4,5-metrowe okna są rzeczywiście jak ogromne obrazy, które wraz ze zmieniającą się porą roku przybierają inne kolory. Wpuszczają do środka las, który raz jest intensywnie zielony, to znowu rdzawoczerwony, a innym razem przyprószony bielą. Sprzętów jest niewiele, Tino nie chce, żeby niepotrzebnie "ścierały się" z dominującym drewnem. Większość mebli pochodzi z IKEA, ale jest też trochę "osobliwości", jak zagłówek łóżka zrobiony z przemalowanego blatu znalezionego stołu czy stary warsztat stolarski w roli szafki pod umywalkę. - Kiedy siadam w salonie, od północy mam widok na Góry Kastylijskie i granitową przełęcz Somosierry, a od południa widok na rozległy masyw La Pinilla, który zimą przyciąga żądnych zimowego szaleństwa Hiszpanów. Wtedy czuję, że wreszcie jestem na swoim terenie. Szczęśliwy.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.