O wnętrzach w nowojorskim stylu rozmawiamy z właścicielką butiku Mint Grey

Wnętrza w nowojorskim stylu cieszą się w Polsce wielką popularnością. O prostych, stylowych i ponadczasowych wnętrzach rozmawiamy z Magdaleną Zajączkowską, właścicielką warszawskiego sklepu Mint Grey.

Jakby Pani scharakteryzowała styl nowojorski ?

To wszystko co najlepsze we wnętrzach - bardzo proste, ponadczasowe formy z ogromną dbałością o detal. Sofy, fotele czy krzesła mają  zazwyczaj niezwykle prosty design z zachowaniem idealnych proporcji i lekkości. Ważny jest też detal w postaci najlepszych tkanin, pięknych wzorów, drewnianych elementów czy błyszczących nitów. Styl nowojorski to też ultra klasyczne lampy i kinkiety, zawsze z prostym abażurem np. z kontrastową lamówką. Ultra klasyczne nie znaczy nadmiernie ozdobne - wręcz przeciwnie. Cały szkopuł tkwi w umiarze - odpowiednim zastosowaniu ozdobników - delikatnych a jednocześnie przykuwających oko. I nikiel - to kwintesencja stylu nowojorskiego. Żaden inny rodzaj wykończenia metalu nie wygląda tak szlachetnie jak polerowany nikiel. Amerykanie go pokochali a Polacy dopiero poznają.

Styl nowojorski to również symetria, doskonale rozegrany "focal point" (centralny punkt pomieszczenia), odpowiednio "gęsto" zaaranżowane wnętrza, piękna stolarka drzwiowa i okienna, lakierowane, wysokie listwy przypodłogowe, bogactwo faktur i tkanin, niezwykła (dla nas wciąż zbyt odważna) kolorystyka, wzorzyste tkaniny i wiele wiele innych elementów. Mogłabym o nich opowiadać godzinami. Aby bliżej poznać tajniki wnętrz nowojorskich warto zajrzeć na mojego bloga Home Creations by Magda Z.

Jak się zaczęła Pani fascynacja stylem rodem z Nowego Jorku?

Kupiliśmy z mężem duże mieszkanie i chcieliśmy urządzić je w ponadczasowym stylu. Klasycznym, eleganckim, ale dość prostym w formie. Koncepcje proponowane przez kolejnych projektantów wnętrz nie spełniały tych oczekiwań - albo było ultra nowocześnie, albo wszystko szło w stronę angielskiej klasyki bądź stylu retro czy prowansalskiego... a to stanowczo nie to. Zawsze uważałam, że tego typu trendy przemijają szybciej niż wiatr, a ja chcę wnętrz, których nie powstydzę się ani za pięć lat, ani za dziesięć.

I wówczas ustaliliśmy, że chcemy mieszkanie urządzone w stylu pięknych, nowojorskich apartamentów. Poznałam hasło "New York Classic", które otwierało drzwi do najpiękniejszych na świecie inspiracji. Chcąc się nimi dzielić założyłam wątek na bardzo popularnym forum wnętrzarskim - i tak zaczęła się kariera Stylu Nowojorskiego Klasycznego w Polsce Wątek cieszył się niewyobrażalną popularnością. Inspirował nie tylko ludzi, którzy właśnie się "wykańczali" czy remontowali, ale również projektantów wnętrz, co było dla mnie ogromnym i pozytywnym zaskoczeniem.

fot. Beata Kozar / Magdalena Zajączkowska - właścicielka butiku Mint Grey

Czy taki styl jest popularny wśród Polaków?

Coraz bardziej. Nieskromnie powiem, że chyba niemała w tym moja zasługa. Widzę to chociażby po moich znajomych, obserwowałam to na innych wątkach forum, mogę wywnioskować to z dziesiątków maili jakie otrzymuję od moich czytelników czy ilości i reakcji klientów naszego sklepu. Udało mi się zarazić tym stylem całą rzeszę ludzi. Niestety nie jest łatwo osiągnąć efekt takich wnętrz jak z inspiracji amerykańskich. To może delikatnie zrażać. Wciąż nieduża garstka projektantów "czuje" ten styl. W Polsce jeszcze wielu elementów brakuje, aby w pełni móc cieszyć się doskonale urządzonym wnętrzem, choćby np. uchwytów meblowych. Znalezienie u nas niklowanej gałki wciąż graniczy z cudem. Ale pracuję nad tym. Moim celem i marzeniem jest, aby ten styl rozgościł się w Polsce na dobre. Wciąż nawiązuję kontakty z różnymi producentami i staram się ich przekonać, że taka stylistyka ma potencjał.

Dlaczego zdecydowała się Pani na otwarcie sklepu?

Do otwarcia sklepu zainspirowała mnie niezwykła popularność wątku, który prowadziłam. W niespełna rok zyskał ponad 2 miliony odsłon. Zorientowałam się, że każdy produkt, który zakupiłam do siebie i polecałam na jego łamach znikał z prędkością światła ze sklepów. Ludzie kupowali te same kafle co wybrałam, te same tapety, baterie łazienkowe, lampy... Miało miejsce parę naprawdę zabawnych sytuacji, jak np. gdy drugiego dnia po moim "pochwaleniu się" pojemnikiem łazienkowym ze znanej sieciówki nie było już ani jednej sztuki w całej Polsce. A ja chciałam dokupić drugi do pary. Udało mi się wówczas wypromować kilka produktów mało wówczas znanych szerszej publiczności, jak np. plafon, który dziś jest bestsellerem, także w moim sklepie. Sam producent mówi, że to jakiś fenomen. Dopóki się nie pojawiłam sprzedawali kilka sztuk w roku, a dziś sprzedają ich kilkadziesiąt miesięcznie. Śmiejemy się z tego podczas każdego spotkania. I choć u siebie promuję jedynie ok. 10 modeli z ich ogromnej oferty (bo tylko te pasuję do stylu, jaki proponuję klientom) mam u nich chyba specjalne względy. Te modele sprzedają się dzięki Mint Grey jak świeże bułeczki.

W pewnym momencie zrozumiałam, że sprawia mi to ogromną frajdę i daje mnóstwo satysfakcji, ale również, że muszę zacząć pracować na własne konto, a producenci muszą się dowiedzieć, kto stoi za sprawą nagłego wzrostu popytu na dany produkt. Tak powstał Mint Grey - wyselekcjonowany przeze mnie zbiór towarów w stylu New York.

fot. Mint Grey

Sklep nazwała Pani Mint Grey, dlaczego?

Skąd nazwa? Zależało mi, aby w nazwie nie było haseł typu "Home", "Art" czy "Decor" itp. a z drugiej strony była ona spójna z działalnością sklepu. Mint Grey bo ta kombinacja kolorów jest niezwykle popularna we wnętrzach za wielką wodą. U nas do tej pory całkowicie niedoceniona wdziera się przebojem na polskie salony.

Kim są klienci Pani sklepu? Po co najczęściej wracają?

Mint Grey obsługuje głównie klientów indywidualnych. Są to osoby, które remontują, wykańczają swoje domy czy też zwyczajnie kochają piękne akcesoria i dodatki. Klienci cenią nas za przystępne ceny, szeroki wybór asortymentu, dobrą jakość i profesjonalne doradztwo. Zdarzają się i takie ciekawe współprace jak z jednym z czołowych polskich deweloperów, który wyposażał u nas apartamenty pokazowe w nowobudowanym "wieżowcu" w centrum Warszawy.

Klienci najczęściej wracają chyba po oświetlenie. Sprzedajemy bardzo dużo kinkietów i lamp. Do tego przyciągamy bogatym wyborem abażurów doskonałej jakości w rewelacyjnych cenach. Kolejnym naszym mocnym atutem są lustra i meble tapicerowane - coraz więcej klientów docenia ich design oraz wykończenie i jest skłonna zapłacić za sofę czy fotel trochę więcej, ale mieć pewność, że jest inna od tych powszechnie dostępnych, a przy ty nie "udziwniona" i ponadczasowa. Nie wspomnę już o łóżkach, które zachwycają naszych klientów i mamy na nie naprawdę spory popyt.

Czy każdy, nawet mieszkaniec "wielkiej płyty" może mieć tak urządzone mieszkanie?

Trudne pytanie. Chyba jak zawsze wszystko zależy od chęci i możliwości i nie mam tu na myśli tylko kwestii finansowych, bo wbrew pozorom nie musi to kosztować majątku. Zwłaszcza jeśli weźmiemy pod uwagę ponadczasowość stylu nowojorskiego. Tak urządzone mieszkanie przez całe lata zachowuje swój styl, klasę i urok. Jak wspomniałam - styl nowojorski to przede wszystkim ogromna dbałość o detale. Na niewielkiej powierzchni, gdy trzeba pomieścić 4-5 osobową rodzinę - może być to trudne. Ale oczywiście nie niemożliwe Ciężko jednak obiecywać i nie mam zamiaru tego robić, że na 60 metrach w bloku da się stworzyć "nowojorski apartament", ale na pewno można przenieść do siebie wiele elementów tego stylu i podrasować w ten sposób każde wnętrze.

Od czego trzeba zacząć? Prosimy o kilka porad!

Warto zacząć od kolorystyki. Wiele gotowych zestawień kolorystycznych opisywałam u siebie na blogu. Wnętrze w stylu nowojorskim to wnętrze pełne głębi. Zastosowane kolory nie mogą być nudne, zbyt stonowane (chyba, że to celowy zabieg i chęć uzyskania typowo monochromatycznych wnętrz). Ważne tu są odpowiednie proporcje 70/20/10, tzn. należy wybrać kolor bazowy i on powinien stanowić ok. 70% kolorystyki w pomieszczeniu. Następnie dobrać do niego kolor uzupełniający i zastosować go na 20% powierzchni. A na końcu bardzo istotny element czyli kontrast. Wystarczy aby stanowił jedynie 10% kolorystyki - będzie doskonale podkreślał detale i nada przestrzeni trzeciego wymiaru. Przy czym ważne - mówiąc kolor mam na myśli dziesiątki jego odcieni.

Najczęstszy błąd jaki zauważam przy doborze kolorystyki  jest taki, że staramy się dobrać tkaninę na sofę ton w ton pasującą do zakupionej tapety. Nic bardziej mylnego. Zawsze polecam zrobić tak - kup tapetę, schowaj głęboko do szafy a całą resztę wybieraj z pamięci. Twoje wyobrażenie o kolorze, pamięć o nim jest dużo lepszym doradcą niż oko. Wybierzesz na pewno coś doskonale pasującego, ale nie identycznego. Unikniesz nudy i monotonii we wnętrzu i zaoszczędzisz pieniądze. Nie będzie trzeba potem na gwałt dokupować kontrastowych poduszek. Dobrze dobrana kolorystyka powinna być stonowana, ale zróżnicowana. To bardzo proste gdy wyzbędziemy się silnej potrzeby "dobierania ton w ton". Pamiętajmy, że każdy kolor ścian i podłogi pięknie podkreślą a zarazem ładnie odetną białe, wysokie listwy przypodłogowe. Ok. 10-15 cm to optymalna wysokość dla standardowo wysokich pomieszczeń.

fot. Mint Grey

Gdy już dobierzemy kolorystykę, warto zadbać o "focal point". Myślę, że nawet w najmniejszym mieszkaniu jest to możliwe. Najlepiej aby był to punkt na wprost wejścia do pomieszczenia - pierwsze wrażenie jest zawsze najważniejsze. Punk centralny to kompozycja, która musi być dopieszczona w każdym calu. Nieistotne, czy będzie to piękna konsola z lustrem i kinkietami nad nią, ściana telewizyjna czy po prostu sofa a nad nią np. galeria zdjęć. Przyłóżmy się do tego jednego "kącika", zróbmy go na 100% a wszelkie niedociągnięcia pozostałych części pomieszczenia umkną uwadze naszych gości.

Gdy mamy już taką bazę, pozostają detale. Piękna aranżacja stolika kawowego, świeże kwiaty, poduszki, pledy, ładne lampy - w każdym pomieszczeniu powinno znaleźć się oprócz oświetlenia górnego oświetlenie boczne - kinkiety, lampy stołowe i podłogowe. Im bardziej zróżnicowane, tym lepiej. To wszystko buduje nastrój naszego domu.

Na koniec odpowiednio dobrane zasłony w oknach. Niezwykle ważny element wystroju. Pamiętajmy, że karnisz umieszczamy 10-15 cm pod sufitem, a nie tuż nad oknem - to optycznie bardzo podwyższy pomieszczenie. Karnisz powinien również być dłuższy od szerokości okien o ok. 60-100 cm, tak aby wystawał z każdej strony te 30-50 cm. Zasłony powinny być po bokach okna i jedynie delikatnie na nie zachodzić - wówczas okno wydaje się być szersze. Prosty trik, a sprawia, że okno optycznie bardzo zyskuje. Nie wspomnę już o długości zasłon - zawsze do ziemi lub tuż nad nią. Zasłony do wysokości parapetu to karygodny błąd psujący cały efekt.

Czy w Pani mieszkaniu też czuć klimat Nowego Jorku?

Na to pytanie nie jestem w stanie odpowiedzieć jednoznacznie, gdyż mieszkanie nad którym pracuję, które wywołało całą tę "nowojorską burzę", wciąż nie jest jeszcze skończone. Już niewiele zostało, ale jednak nie jest w pełni urządzone, niewątpliwie mogę zapewnić, że wykańczam je zgodnie z duchem nowojorskiej klasyki. Pewnie kiedyś się nim pochwalę. Z kolei nasze obecne mieszkanie ma już swoje lata. Kiedyś było urządzone w tym klimacie i pozostał w nich duch dawnej świetności - wciąż można w nim to dostrzec i docenić. Do pewnych zmian niewątpliwie mocno przyczyniła się nasza niespełna 4-latka, którą mamy na pokładzie.

Dziękujemy za rozmowę

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.