Dom w Gdańsku w stylu fusion

Na podłodze beton, na ścianach farba, pod nią cegła - zero gładzi! Instalacja elektryczna jak w garażu. Gospodarze słuchają starych, punkowych winyli. A lukrowaną popkulturę trzymają za drzwiami.
 fot. Bartek Warzecha

Dom w Gdańsku stylizowany na loft

Kto tu mieszka? Anna - dziennikarka i producentka telewizyjna z mężem Piotrem - artystą grafikiem  oraz 12-letnią córką Mają.

Gdzie? W willowej dzielnicy Gdańska.

Metraż: 270 m kw.

Niełatwo go dostrzec za szarym, szczelnym ogrodzeniem. Tym bardziej, że sam jest szary. - Wiem! - taksówkarz oddycha z ulgą, przemierzając ulicę po raz trzeci. - To ten nowy dom, wciśnięty o tam! - zawraca i zatrzymuje się przed bramą, za którą odkrywam kawał niezłej architektury.

 fot. Bartek Warzecha

Powściągliwy prostopadłościan, który rozwija się w głąb działki, jest zwarty, zgrabny i wyjątkowo wąski (jak na polskie standardy) z powodu minimalnej szerokości gruntu. Zaprojektował go architekt Jakub Szczęsny, twórca mieszkalnej instalacji Domu Kereta liczącego zaledwie 1,5 m w najszerszym miejscu. Ania i Piotr, właściciele szarego domu, żartują, że u nich zdobywał szlify w zakresie rozwiązywania zadań nierozwiązywalnych. - Najlepiej pracuje mi się właśnie z ograniczeniami przestrzennymi - mówi projektant. - To podniecająca szermierka z biurokracją, przepisami itd. Ale do tego niezbędni są klienci-partnerzy, którzy posiadają wyrobiony smak i światopogląd. Nie budują z potrzeby pokazania się, tylko dlatego, że naprawdę potrzebują domu dla siebie - podkreśla. Traktując niewielkie wymiary działki jako wyzwanie, stworzył tutaj przestronne wnętrza i wygodny układ funkcjonalny. Na parterze wysoką na ponad 3 metry, do złudzenia przypominającą loft strefę dzienną, piętro wyżej sypialnię i obszerną pracownię Piotra, która musiała pomieścić nie tylko imponujący księgozbiór, ale również pokaźną kolekcję komiksów. Na poddaszu jest pokój córki, Mai, połączony z łazienką - w zasadzie samodzielne "mieszkanko".

 fot. Bartek Warzecha

Dom w Gdańsku - naga prawda

Na dole salon połączony z kuchnią otwiera się ścianą okien na ogród. ? Przestrzeń domu kształtują dwie narracje - zaznacza jej twórca. - Pozioma, związaną z łagodnym opadaniem terenu od bramy, poprzez wnętrze domu i trawiastą rampę do furtki, oraz pionowa, powiązana z sekwencją schodów połączonych z górnym doświetleniem. Kluczem jest kontakt z ogrodem i widok z okien pracowni na stawy za ogrodzeniem.

Ponad stołem w jadalni widać zieleń oprawioną w podłużny otwór. Z okien pracowni można kontemplować drzewa. A na tarasie, obok białego, ogrodowego krzesła przysiadła wielka, włochata tarantula! Czarna i odrażająca, mimo że pluszowa. Graficzny kontrast czerni i bieli to leitmotiv aranżacji wnętrza, która jest w stu procentach dziełem właścicieli.

 fot. Bartek Warzecha

Przeprowadzili ją konsekwentnie, z zachowaniem plastycznej dyscypliny (gdy chodzi o kompozycję, Piotr bywa nieprzejednany). W zgodzie z własnymi, odbiegającymi od średniej krajowej, upodobaniami podszytymi sympatią dla mrocznych fantazji Tima Burtona. A że oboje są buntownikami gruntownie wykształconymi, świadomymi estetycznie, więc prowokacyjnym hasłom, szokującym obiektom i lampom rodem z fabryki towarzyszą antyki, wyrafinowany detal oraz dobre współczesne malarstwo.

 fot. Bartek Warzecha

Dom w Gdańsku - imponujący ksiegozbiór

Wśród obrazów są prace Piotra, który w czasach studenckich był rebelem żyjącym w rytmie punk rocka i w zgodzie z jego filozofią. Zbiór kolekcjonerskich winyli jest dziś ozdobą wypełnionej książkami i albumami pracowni. Na przełomie lat 80. i 90. nie popadł w autodestrukcję, jak wielu jego kolegów. Młodzieńcza kontestacja wyewoluowała w konstruktywną, twórczą postawę. U progu nowego wieku, na biennale grafiki, poznał Anię, z którą wkrótce się ożenił. Chwilę pomieszkali w kraju przodków, po czym na osiem lat przenieśli się nad Sekwanę.

 fot. Bartek Warzecha

Paryż wciągnął ich i zachwycił. Nie eklektyczną urodą burżuazyjnych kamienic, lecz przemysłową estetyką śródmiejskich loftów. Kupili mieszkanie w fabryczce z lat 20. z oryginalną windą towarową, którą Ania wspomina ze szczególnym sentymentem. Gdy kilka lat temu wrócili do Polski, ich marzeniem było znalezienie mieszkania zbliżonego charakterem do paryskiego loftu.

 fot. Bartek Warzecha

Dom w Gdańsku - harmonia kompozycji

Po miesiącach bezowocnych poszukiwań zmodyfikowali pierwotny plan i postanowili odtworzyć charakterystyczny klimat w nowym wnętrzu, korzystając z materiałów takich jak beton, surowa cegła i stal oraz charakterystycznych detali: widocznych rur i instalacji elektrycznej z "fabrycznymi" włącznikami z lat 40. Układ instalacji wpuszczonej w czarne rurki Piotr potraktował jak kompozycję graficzną na białej płaszczyźnie ściany, a Ania w ascetyczny kontekst wprowadziła gromadkę art toy'sów, wśród których prym wiedzie Astro Boy.

 fot. Bartek Warzecha

Oboje lubią łamać estetyczne, a także mentalne schematy i przekraczać granice tabu. Nigdy nie pociągały ich wnętrza typowe, uładzone, pachnące nowością. Mówią, że gdyby nie Maja, ich dom byłby zapewne jeszcze bardziej surowy. Ale obecność dziecka zobowiązuje ? nie chcieli, żeby miało wrażenie, iż mieszka w bunkrze.

 fot. Bartek Warzecha

Dom w Gdańsku - styl fusion

Industrialny funkcjonalizm, gotyckie akcenty, trochę mebli vintage, kilka antyków - w opinii właścicieli nie tyle eklektyzm, ile "fusion". Mówią o szczerości i prawdzie w designie versus blichtr, czyli fałsz. Oboje są po stronie prawdy. A ta, jak wiadomo, czasem kłuje. W najlepszym razie - szokuje.

W dążeniu do objęcia pełni ludzkiego doświadczenia Ania i Piotr nie odcinają się od ciemnych stron egzystencji. Stają oko w oko z brakiem piękna, mierzą się z brzydotą. Nie rozsmakowują się w niej, po prostu akceptują - destrukcję, zanik, obumieranie i rozkład. Aspekty życia, przed którymi inni uciekają z obawy przed konfrontacją.

 fot. Bartek Warzecha

Wyrazem tej postawy są "gadżety" (jak Piotr je nazywa) w postaci pojedynczych obiektów lub minikolekcji rozlokowanych w całym domu. U szczytu schodów jarzy się niepokojący light box z dziwaczną parą - mężczyzną w brzuchu starej kobiety. W pracowni gospodarza, na obrazie, lewituje dziewczynka-zjawa. W holu kilkanaście poroży czeka, aż Piotr przetworzy je w artystyczną instalację.

Wszędzie pojawia się (i ciągle powraca) motyw czaszki. Jednak mroczny wydźwięk -gadżetów - równoważy element groteski i zdrowa dawka poczucia humoru. Ania i Piotr są nie tylko dowcipni. Są autentyczni. Podobnie jak cegła - czytelna pod warstwą białej farby.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.