Kto tu mieszka? Kania, stylistka mody, po łódzkiej ASP (kierunek: projektowanie ubioru). Wojtek, antropolog, redaktor naczelny magazynu "Classicauto".
Gdzie? W centrum Warszawy.
Metraż: 89 m kw.
Jeśli zobaczycie na drodze niebieskiego Austin Healeya kabriolet z 1967 roku, z dużym, czarnym psem na tylnym siedzeniu, to na pewno będą oni. Kania i Wojtek z Wtorkiem. Ona jest stylistką mody, po łódzkiej ASP (kierunek: projektowanie ubioru), właścicielką niezliczonych par butów, sukienek, pierścionków, bransolet i porcelany z lat 50. i 60. Pracuje z modelami, aktorami, na planach telewizyjnych i w teatrze. Wojtek, antropolog, połączył pasję do starej motoryzacji z pracą. Od kilku lat jest redaktorem naczelnym magazynu "Classicauto". Kolekcjonuje szkło z motywem samochodów. Ona robi wyborne nalewki, on świetną pizzę. Oboje kochają zwierzęta.
Odrestaurowane czteroskrzydłowe drzwi łączą salon z pracownią. W głębi klasyczna kanapa zaanektowana przez psa Wtorka. Nad nią zegar o średnicy 120 cm.
Październik 2011. Kania i Wojtek dostają klucze do własnego mieszkania. Mają szalony plan, by do świąt zrobić generalny remont i urządzić wigilijną kolację dla rodziny, przyjaciół i czworonogów. To wydaje się nierealne, ale do akcji wkracza architekt wnętrz Monika Tratkiewicz, mama Kani. Obie szybko wymyślają koncepcję wnętrza i prace ruszają. Monika decyduje się zamieszkać w remontowanym mieszkaniu i codziennie o siódmej rano podejmuje ekipę fachowców. Chwilę później pojawiają się także Kania z Wojtkiem. Przebrani w stroje robocze zabierają się do pracy. I tak codziennie. Kania dowozi materiały, kupuje farbę, wybiera kolory. Potem wybiega na kilka godzin robić sesje. Wojtek w hałasie szlifowanych obok drzwi i ścian pisze artykuły do swojego magazynu. Na szczęście, architekt czuwa.
Kania przyznaje, że to dzięki Monice Tratkiewicz i Agnieszce Maciejak, jednej z jej ulubionych projektantek, zdecydowali się na inwestycję w to mieszkanie. Po kilku latach spędzonych w kawalerce marzyli o rozświetlonym i dużym wnętrzu, pracowni, otwartej na salon kuchni oraz garderobie. Zaczęli od burzenia ścian i otwierania przestrzeni. Tu czekały ich dwie miłe niespodzianki. Gdy zburzyli ścianki z płyt gipsowo-kartonowych, odsłonili piękne czteroskrzydłowe drzwi - teraz łączą one część salonu z pracownią. Pod grubą warstwą tynku w korytarzu odkryli też cegły w ciepłym kolorze. Postarali się wyeksponować ich strukturę.
Czarna ściana w kuchni służy do zapisków, a także równoważy kolorystykę wnętrza. Olejowana niska szafka na talerze pełni rolę stolika i barku na przyjęciach.
Sercem mieszkania jest duży salon połączony z kuchnią i wnęką z zegarem, zamkniętą czarną, skórzaną kanapą zaanektowaną na stałe przez psa. Zniknęły ściany oddzielające przedtem kuchnię i mniejszy pokój na rzecz jednej wspólnej przestrzeni. Zawsze jest tu jasno, a w słoneczne dni promienie wędrują po ścianach i suficie, rozpraszane w kryształach lampy wiszącej nad drewnianym stołem. Dzięki temu, że świetnie rozplanowano sztuczne oświetlenie wszystkie kąty są doświetlone.
Z salonu wychodzi się na długi taras okalający połowę mieszkania. Jest na tyle duży, że można było urządzić na nim małą szklarnię. Latem rosną w niej zioła i pomidory. Wieczorami taras ożywa za sprawą sznura barwnych żarówek znalezionych przez Monikę na targu staroci. Miło tu spędzać czas, zwłaszcza że widok z piątego piętra na sąsiednie kamienice i zachody słońca jest urzekający. W sylwestra, gdy nad miastem rozbłyskają niezliczone fajerwerki - wręcz zapiera dech.
fot. Leo Zappert
Witryna z pokaźnym zbiorem porcelany z lat 60., m.in. czeskiej i z Ćmielowa.
Większość przedmiotów w tym domu ma swoją historię. Seledynowa lodówka Smeg, o której marzyła Kania, została kupiona dzięki wsparciu bliskich znajomych. Pojawiła się w dniu parapetówki, ku uciesze wszystkich gości chłodząc powitalne prosecco. Kuchnia skrywa za drewnianymi drzwiami także niewielką spiżarnię. To tam dojrzewają nalewki, na półkach stoją marynowane kurki, przyprawy i orzechy w dużych pojemnikach. Czarna magnetyczna ściana w kuchni to swego rodzaju notatnik do zapisywania zadań i listy zakupów, ale także równoważący element kolorystycznej kompozycji. Stojąca tuż pod nią drewniana olejowana szafka na filiżanki i talerze pełni czasem funkcję stołu, przy którym jedzą szybkie śniadanie na stojąco, blatu do przygotowywania posiłków, a także barku z przekąskami podczas towarzyskich spotkań. Stara waga zdradza kolejną kolekcjonerską pasję gospodarzy. Inny model stoi w salonie na okiennym parapecie. Tym razem za szybą, niczym w muzealnej gablocie osobliwości.
Salonu nie zagracają niepotrzebne meble. Uwagę przyciąga biała witryna z pokaźnym zbiorem starej porcelany. Przy dużym drewnianym rozkładanym stole, zamówionym u sprzedawcy antyków na Dolnym Śląsku, może usiąść kilkanaście osób. Przy nim zestaw krzeseł, od słynnego Starcka, aż po kilka odrestaurowanych drewnianych modeli z nowymi obiciami. Oprócz nich wnętrze zdobią podłużna drewniana ławka, stolik i stołki z lat 50., i dla przeciwwagi stalowy taboret projektu Oskara Zięty. Salon, który niegdyś stanowiły trzy oddzielne pomieszczenia, spaja drewniana podłoga, taka sama jak w pracowni, sypialni, na korytarzu i w garderobie.
Wojtek, właściciel mieszkania i redaktor naczelny miesięcznika o samochodach połączył pasję z pracą i obie kreatywnie przenosi do domu. Motoryzacyjne gadżety, plakaty, modele i publikacje występują w roli dekoracji. Z sukcesem. Obok swego rodzaju "witraż" w zdobionym szkle mieści się widok na podświetlany panel z samochodami.
W tym domu, oprócz psa Wtorka i kotki Marioli (powyżej), mieszkają jeszcze trzy koty.
Odbita w lustrze w toalecie "Ściana reklamożerców". - To obciachowe lub ciekawe rasowe reklamy prasowe z lat 80. i 90. - żartuje Wojtek.
fot. Leo Zappert
Kania, Wojtek i Wtorek na tarasie. Sznur kolorowych żarówek wypatrzono wśród staroci.
Za zabytkowymi przeszklonymi drzwiami znajduje się pracownia z długim biurkiem, przy którym pracują Kania i Wojtek. Nad biurkiem wielka tablica z czerwonym napisem, z jednego z upadających zakładów produkcyjnych. Było kilka podejść, by ją przetransportować, bo nie mieściła się w żadnym dostępnym pojeździe, w końcu udało się ją przewieźć w pożyczonym samochodzie dostawczym. Potężne lampy fabryczne i podświetlana tablica z migającymi światłami samochodu tworzą niezwykły klimat. Postfabryczny nastrój pracowni, przypominający dawne biura polskiej fabryki samochodów, przełamują ustawione jakby od niechcenia kreacje oraz buty od znanych projektantów. Można się na nie natknąć także w długim korytarzu prowadzącym do świątyni Kani - garderoby. Cegły, drewno, biały zawieszony wysoko rower, haki w roli wieszaków, kolejna waga na półce na buty, szklane modele samochodów, rozrzucona biżuteria, niesamowite, geometryczne buty marki Victor & Rolf... Pozorny miszmasz podporządkowany jednak konsekwentnie koncepcji wnętrza. Garderobę wypełniają regały sięgające pod sufit. Jak nietrudno się domyślić, z rzędami szpilek, ubrań i przeróżnych dodatków. Tutaj jednak Kania nie wpuszcza nikogo.
Nastrojowa sypialnia z niemieckimi szafkami nocnymi z lat?50. Na ścianie odbijająca światło tapeta (Decodore). Wnętrze oświetlają trzy oryginalne lampy projektu Moniki, zrobione z drutu do kompozycji kwiatowych.