Ten dom burzy tradycyjne wyobrażenia o podmiejskiej willi z basenem i łamie wszelkie zasady. W dzielnicy zdominowanej przez posiadłości w stylu toskańskim i prowansalskim, na wschodnich przedmieściach Pretorii, stolicy Republiki Południowej Afryki, wygląda jak przybysz z kosmosu. Narodził się w wyobraźni pary młodych ludzi i w ciągu siedmiu miesięcy wyrósł na niewielkiej działce, wprawiając okolicznych mieszkańców w osłupienie zawrotnym tempem realizacji i niezwykłą formą.
Sacha i Johan Olivierowie to prawdziwi hedoniści. Ona wśród "ulubionych" wymienia na pierwszym miejscu męża, a tuż po nim dobre wino i jedzenie. On deklaruje, że w wolnym czasie najchętniej wylegiwałby się w domu albo przy basenie. Oboje nie lubią prac ogrodniczych, co zdradza otoczenie domu: od frontu kilka obsypanych z japońska żwirem rabatek, obsadzonych "bezobsługowymi" iglakami, od tyłu - rozwinięty z rolki syntetyczny trawnik, który, ku radości gospodarzy, nie rośnie, nie wymaga koszenia ani podlewania.
Cóż, oboje przyznają, że do takich zajęć mają po dwie lewe ręce. Ale kiedy trzeba było po nocach ślęczeć nad projektem, walczyć z wałkiem do malowania sufitów czy tygodniami przeczesywać sklepy w poszukiwaniu mozaiki do wyłożenia basenu, ci miłośnicy łatwego przyjemnego życia przeistaczali się w energicznych organizatorów lub sumiennych podwykonawców. Sacha znalazła nawet czas na dokumentowanie budowy i regularne umieszczanie barwnych foto-relacji na blogu, który cieszył się sporym zainteresowaniem.
fot. Elsa Young/House and Leisure/East News
Kto tu mieszka? Sacha i Johan Olivier, właścicielka sklepu wnętrzarskiego i deweloper.
Gdzie? W Pretorii, stolicy RPA.
Metraż: ok. 450 m kw., dom zbudowany z kontenerów.
Gdy tylko wymyślili kontenerową willę, przedstawili swój pomysł Riaanowi Visserowi, młodemu architektowi prowadzącemu w Pretorii biuro +27 Architects/Café. - To był naturalny wybór - wspominają. - Riaan zaprojektował nasz poprzedni dom, jest młody i kreatywny, działa bez mainstreamowej rutyny, świetnie się z nim dogadujemy. W dodatku, o czym wtedy jeszcze nie wiedzieliśmy, tematem jego pracy dyplomowej były "zasobniki mieszkalne"!
fot. Elsa Young/House and Leisure/East News
Malowany koń z lunaparku i reklama amerykańskiego cyrku Barnum & Bailey sprzed stu lat.
Projektant zaproponował użycie czterech kontenerów towarowych w roli prefabrykatów stanowiących bazę budynku. Zasobniki ustawiono nietypowo, bo na węższym boku. Trzy z nich stanęły obok siebie - niczym żołnierze, jak wspomina Johan - tworząc salon; czwarty ustawiono prostopadle do nich, blisko planowanego wejścia i granicy działki. Stalowe skrzynie połączono w jeden zespół za pomocą tradycyjnie wymurowanych ścian. W ten sposób z surowego przemysłowego zalążka wykluła się budowla o ciekawym zróżnicowanym planie. Architekt wykazał się pomysłowością: złożona bryła domu, pełna skrzydeł, przesmyków i uskoków, wspaniale zagospodarowała niewielką, położoną przy ulicy działkę, organizując w przydomowej przestrzeni serię kameralnych osłoniętych zaułków.
To, co proste w założeniach, nie zawsze łatwo wykonać; realizacja śmiałego planu okazała się dość karkołomna. - To było jak siedmiomiesięczna jazda bez trzymanki, prawdziwy rollercoaster! - wspomina Sacha. Nie obyło się bez awarii; jeden z kontenerów tuż po ustawieniu na betonowym fundamencie malowniczo się zachwiał, po czym runął, mącąc spokój sąsiadów i komplikując proces budowy. Nie wszystkie zamierzenia udało się zrealizować zgodnie z planem. Po wielu próbach wykonania posadzki z barwionego na biało cementu właściciele poddali się i zdecydowali na duże czarno-białe płyty. - Nie było to rozwiązanie najbliższe naszym sercom, ale z każdym dniem klasyczna szachownica bardziej nam się podoba. Warto być elastycznym! - zapewniają. Zważywszy na ich odmienne upodobania, podczas urządzania wnętrz często musieli po tę elastyczność sięgać.
Sacha swój ulubiony styl określa jako eklektyzm z pierwiastkiem szaleństwa, ale lubi też aranżacje postindustrialne. Johan najchętniej widziałby się wśród francuskiego gotyku. W dodatku ich sympatie bywają zmienne. - Mam za sobą długi etap kolekcjonowania ozdobnych przycisków do papieru i ceramicznych króliczków - przyznaje ze śmiechem gospodyni. Jest jednak temat, który godzi oboje: to idea zrównoważonego rozwoju, wyrażona upodobaniem do energooszczędności i ponownego wykorzystania materiałów. Ich dom można uznać za elementarz recyklingu, począwszy od prefabrykowanej kontenerowej konstrukcji, przez biblioteczne półki z pokrytego patyną czasu drewna, które kiedyś tworzyło podłogę kontenera, by po ustawieniu go na boku awansować do roli elementu ściennego regału, przez stare skrzynie w roli szafek i warsztatowy stół pełniący funkcję kuchennej wyspy, aż po zabytkową apteczną witrynę - ozdobę pokoju kąpielowego.
fot. Elsa Young/House and Leisure/East News
Pomysłowość właścicieli widać na każdym kroku. Konsola była kiedyś stołem, po przepiłowaniu i przemalowaniu tworzy wraz z ramą i skrzyniami spektakularną scenografię holu.
Niewiele jest tu rzeczy nowych, pochodzących z masowej produkcji. Właściciele wolą starocie, meble sfatygowane upływem lat, opowiadające własne historie. Ustawiają je obok odkrytych rur wentylacyjnych i demonstracyjnie wyeksponowanych kabli elektrycznych, na tle ryflowanej blachy ścian i niedbale zaciągniętych zaprawą sufitów. Kreują rzeczywistość alternatywną, stylistykę równoległą wobec obowiązującej na mieszczańskich przedmieściach sztywnej mody. W ramach wytyczonych czworobokiem ogrodzenia piszą współczesną bajkę, przesyconą duchem steampunka - nurtu odwołującego się do czasów rewolucji przemysłowej i maszyny parowej, do twórczości ojców fantastyki, takich jak Juliusz Verne czy Herbert G. Wells.
Wnętrza przenika kombinacja surowych materiałów oraz elementów z pogranicza science fiction i high-tech; na każdym kroku widać zamiłowanie właścicieli do niebanalnych, nieco ekscentrycznych dekoracji. Dobre jest wszystko, co wypełnia przestrzeń wesołymi kolorami, a jednocześnie intryguje - niecodzienną formą, zmodyfikowaną funkcją, zawikłanym rodowodem. Wielobarwny koń z rozmontowanej starej karuzeli tuż przy wielkoformatowej reklamie cyrku sprzed stu lat. Wiktoriańskie lustro obok rakiety - rekwizytu komiksowego bohatera Tintina. Tu nie ma miejsca dla gotowych kompletów meblowych, których oboje szczerze nie znoszą - jedynym kryterium, pojemnym ale i bezwzględnym, jest frajda.
fot. Elsa Young/House and Leisure/East News
Gospodarze łączą elementy z różnych epok, nadając im nowy wyraz poprzez drobne przeróbki, zmianę koloru i kontekstu. Detale żywcem ze starego warsztatu nie kłócą się z akcentami empirowymi i z klasycystyczną posadzką.
? Ten dom pozwala nam żyć tak, jak lubimy. Jest idealnie otwarty, zbudowany głównie z wielkich okien i przesuwnych szklanych drzwi. A dla nas najszczęśliwsze dni to te, które spędzamy pomiędzy salonem a ogrodem - tłumaczy Sacha. Oszklona północna elewacja chwyta każdy promień słońca, które wypełnia pomalowany na ciemno salon radosnymi wibracjami. Wspólnie z jadalnią, otwartą kuchnią i przylegającą do niej biblioteką pokój dzienny tworzy serce domu, które dzięki łagodnemu południowoafrykańskiemu klimatowi i sąsiedztwu patio z basenem staje się całorocznym ośrodkiem rodzinnej rozrywki. - Oto moja życiowa dewiza: "Miej odwagę i rób to, co kochasz" - mówi właścicielka. I pyta retorycznie: Czy nasz dom mógł wyglądać inaczej?
fot. Elsa Young/House and Leisure/East News
Biblioteka poprzez drzwi tarasowe niepostrzeżenie przechodzi w płaszczyznę syntetycznego trawnika. Jej drewniana ściana - dziś miejsce na półki z książkami - to dawna podłoga kontenera.
Wbrew charakterowi kontenerowca nie brak tu światła i przestrzeni. Architekt zastąpił kilka ścian taflami szkła, dzięki czemu nawet przebywając w różnych pomieszczeniach, gospodarze nie tracą się z oczu.
fot. Elsa Young/House and Leisure/East News
Nadawanie starym meblom i przedmiotom nowych funkcji to konik gospodyni, która na co dzień prowadzi sklep "Once upon a time" ze starociami w odświeżonym wydaniu. We własnej łazience powiesiła zabytkową witrynę apteczną.
W kuchni masywny stół z warsztatu stolarskiego w roli wyspy. Surowy klimat udomawiają kraciaste zasłony i "mieszczańskie" ściereczki.
fot. Elsa Young/House and Leisure/East News
Wystrój kuchni oddaje zamiłowanie właścicieli do starych przedmiotów w nowych rolach. Zabytkową francuską szafę - "naszą armoire", jak mówi Sacha - odnowili i wyposażyli w praktyczną aluminiową wkładkę.
Do sypialni wkradła się szczypta romantyzmu. Monochromatyczna kolorystyka pozwala odetchnąć od natłoku form i kolorów w pozostałych pomieszczeniach.
fot. Elsa Young/House and Leisure/East News
W projekt łazienki Sacha włożyła wiele wysiłku, ale efekt jest spektakularny. Graficzny wzór mozaiki na ścianie (K. Carrim), wolno stojąca wanna i bąbelkowy żyrandol (- Żeby go kupić, sprzedałam swój tablet!) - prawdziwy salon kąpielowy.