Wnętrza: dom na przedmieściach Kopenhagi

Sfotografowała setki domów i mieszkań. Wnętrza jasne lub ciemne, jaskrawe albo pastelowe. Tysiące ujęć i kadrów... Jeśli tak wygląda praca, wolny czas zmienia się w tęsknotę za czystą formą, niezakłóconą przez kakofonię kształtów i kolorów. Za wielką bielą. Taki właśnie jest jej dom na przedmieściach Kopenhagi.

Kto tu mieszka? Brigitta Wolfgang Drejer, artystka fotografik, z mężem Stigiem P. Drejerem i dziećmi: Hectorem (12 lat) i Albą Rose (7 lat).

Gdzie? Na przedmieściach Kopenhagi.

Metraż: 260 m kw. Willa w stylu angielskim z 1920 r.

W każdym miejscu, które fotografuję, znajduję coś, co mnie zachwyca, z każdego przynoszę jakąś inspirację. Dokupuję meble, przestawiam je, przewieszam obrazy i zdjęcia, ale cokolwiek bym robiła, zawsze kończy się tak samo: biało na białym - śmieje się Brigitta Wolfgang Drejer, która od piętnastu lat fotografuje wnętrza dla czasopism z całego świata. Zaczynała ćwierć wieku temu pod okiem Rigmora Mydtskova, portrecisty gwiazd, znanego przede wszystkim jako nadworny fotograf duńskiej rodziny królewskiej, i od tej pory nie wypuszcza aparatu z ręki. W fotografii wnętrz wypracowała własny rozpoznawalny styl; w jej zdjęciach najważniejszy jest klimat i naturalne światło, ale liczą się także wątki osobiste. Dziś o "picture" z jej sygnaturą zabiegają redakcje najważniejszych pism wnętrzarskich od Moskwy po Los Angeles. Kiedy jednak zaproponowano jej sfotografowanie własnego domu, długo się wahała.

- To było moje najtrudniejsze zawodowe wyzwanie - wspomina. - Spojrzeć okiem profesjonalisty na wnętrza, które znam od podszewki, w których każdy szczegół łączy się z bardzo osobistą historią naszej rodziny, to było niełatwe i dziwne doświadczenie. Zwykle urządzam sobie spokojny spacer po domu, który mam sportretować; gromadzę wrażenia, tworzę w wyobraźni linię narracji. To wymaga czasu, ale żadne mieszkanie nie pochłonęło go więcej niż sesja fotograficzna w moim własnym domu.

Na szczęście Brigitta pokonała poczucie dyskomfortu, znalazła przepis na swoje wnętrza i zrobiła komplet zdjęć. Co ujawniają? Wielką potrzebę wyciszenia i odpoczynku dla oczu. A także talent dekoratorski i... umiejętność odejmowania. Dom, w którym króluje "biało na białym" - trzykondygnacyjna willa z 1920 roku, położona na północ od Kopenhagi - w żadnym razie nie jest urządzony ubogo. Jego projektant, Jan Gad obdarzył go dworkowym wdziękiem i detalem, wpisując architekturę w bardzo popularny w Danii nurt w okresie dwudziestolecia międzywojennego. Ten dawny klimat udało się zachować; dziś, mimo kilku nowoczesnych mebli, po pokojach snuje się sentymentalny duch przedwojennego podmiejskiego letniska. Ale efekt ten Brigitta uzyskała niekonwencjonalnymi metodami. Zrezygnowała z dosłownych cytatów z epoki: drewniane podłogi pomalowała na biało, w oknach nie powiesiła zasłon. Jak wielu zawodowych fotografów, jest niewolnicą naturalnego światła, które w jej domu cieszy się absolutną swobodą.

Willę otacza duży, utrzymany w angielskim stylu, ogród, w którym wśród starodrzewu pysznią się dorodne krzewy róż. Latem odrobinę niezbędnego cienia i chłodu we wnętrzach zapewnia właśnie zieleń, rozrastająca się bujnie tuż za wielkimi odrestaurowanymi oknami.

Zanim Brigitta wraz z mężem Stigiem i dwójką dzieci zamieszkali tu parę lat temu, dobudowali nowy kominek, przenieśli kuchnię do większego pomieszczenia i pozbyli się kilku ścian, dzięki czemu przestrzeń parteru wysokości niemal czterech metrów wydaje się jeszcze większa i jaśniejsza. Zachowano amfiladowy układ szerokich przejść pomiędzy pokojami. Piękne dwuskrzydłowe francuskie drzwi zawsze są otwarte.

- Dodatkowo urządziłam dwa stanowiska pracy: w kącie jadalni i w oranżerii. Jesteśmy rodziną, która lubi spędzać czas razem i mieć się stale w zasięgu wzroku, nawet jeśli jedno z nas musi na chwilę usiąść przy komputerze - wyjaśnia pani domu.

Taka potrzeba pojawia się od czasu do czasu, ale nawet na polu zawodowym domownicy nie muszą się rozstawać. Brigitte, oprócz tego, że sama robi zdjęcia (na swoim koncie ma ponad 3000 zrealizowanych sesji), prowadzi z siostrą, Julią Mincarelli, agencję fotograficzną, a Stig, z zawodu redaktor i fotoedytor, pełni funkcję kustosza i opiekuna jej bogatego archiwum.

Przejrzystość, lekkość, świeży wyraz... We wnętrzach opanowanych przez biel łatwo uzyskać taki efekt w obiektywie aparatu. Ale jak utrzymać wrażenie czystości przy dwójce energicznych dzieciaków i stadku psów?

- Jesteśmy aktywną rodziną, lubimy spacery i ruch, często krążymy między domem a ogrodem, przyjmujemy gości. Nie mogłam dopuścić do tego, żeby biały kolor ograniczał naszą żywotność - mówi Brigitte.

Dlatego styl, który wybrała, jest daleki od uładzenia. Szorstkim powierzchniom mebli niedoskonałości dodają szlachetnej patyny, a białe pokrowce sof i foteli łatwo się pierze. Podłogę pokryto odpornym lakierem, ale jeśli pojawią się na niej rysy czy przetarcia, nie ubędzie jej urody. Lampy i dekoracje tworzą zestaw, w którym bardziej liczy się ładunek emocjonalny i historia niż nieskazitelna powierzchnia lakieru czy politury. To połączenie skandynawskiego pragmatyzmu i przejrzystej prostoty z dużą dawką rodzinnej przytulności i szczyptą designerskiego wyrafinowania. W swobodnym klimacie spotykają się tu wytwory rzemiosła z ikonami wzornictwa, produkcja masowa ze sztuką. W jednym salonie jest miejsce dla kryształowego żyrandola - pamiątki rodzinnej - i industrialnej lampy Jieldé, dla marokańskich poduszek Kelim i słynnego fotela Barcelona. Odrobina elegancji, trochę bohemy, porcja wspomnień i bardzo dużo wygody - oto przepis Brigitty Wolfgang Drejer na dobre miejsce do życia.

Więcej o: