Kto tu mieszka? Fabio Novembre, jeden z najsłynniejszych włoskich designerów i architektów, z żoną Candelą Pelizzą Tricarico oraz córeczkami, Verde i Celeste.
Gdzie? W Mediolanie.
Z każdej strony atakują nas znaczące kształty, rzeczy-opowieści, które nie pozwalają przejść koło siebie obojętnie. Meble wodzą za nami wzrokiem, ściany demonstrują poglądy, sufity opowiadają historie. Fabio Novembre nie przecenia znaczenia funkcji. Szanuje jej wymogi, ale traktuje ją raczej jak konieczność, jak narzucony "miękki kaganiec". Jego żywiołem jest narracja, relacjonowanie wydarzeń za pomocą trwałej formy. To spowiedź emocjonalna wyrażona plastikiem, drewnem i szkłem, strukturą i kolorem. Projektant uprawia ten rodzaj artystycznego ekshibicjonizmu z zapamiętaniem, ale i z lekkością. - Pasja i zabawa powinny przeważać nad prozą codzienności - twierdzi.
To pisane na nowo dzieje Adama i Ewy, którzy nie chcą oddać kluczy do raju i z niewinnym uporem zapewniają, że nie zrobili nic złego. Przecież kochają. O tak, można śmiało powiedzieć, że te wnętrza, zaprojektowane przez Fabio w najdrobniejszym szczególe, wyglądałyby inaczej, gdyby nie Candela Pelizza Tricarico, piękna Argentynka, która piętnaście lat temu skradła mu serce. - Nigdy wcześniej nie miałem miejsca, które mógłbym nazwać domem. Chyba obawiałem się zapuścić korzenie na dobre - zwierza się Novembre. - Moje poprzednie lokum, stare fabryczne poddasze, nie było tak naprawdę tylko moje. Pokój zawsze pełen ludzi, klucze miało kilka osób, wszyscy razem pracowali, jedli, bawili się i spali. Meble były wielozadaniowe, łóżko na kółkach pełniło rozmaite funkcje, a pojęcie prywatności wydawało mi się abstrakcją. Moim motto był wtedy "brak podziałów".
Przełomowy moment nastąpił jednak nie wtedy, ale znacznie później - kiedy się wyprowadzała. Ze swoją delikatnością i niechęcią do ostentacji nie znalazła sobie miejsca w mieszkaniu, które nawet gospodarz nazywał "raczej squatem niż domem". I wtedy Fabio się przebudził; zrozumiał, że właśnie traci kogoś więcej niż towarzyszkę kilku wesoło spędzonych lat - traci swoją "Ewę". Przez kolejne miesiące rozmyśla i tęskni. - Spotkałem idealną kobietę, która skłoniła mnie do całkowitego przewartościowania priorytetów - przyzna później. W 2003 roku projektuje w natchnieniu dla Cappellini sofę "S.O.S." - awangardowy czarny sześcian z wydrążonym w formie matrycy ludzkiego ciała siedziskiem, które jest jak wołanie o czyjąś obecność. W tym samym czasie tworzy jeden ze swoich najświetniejszych projektów - wnętrza florenckiego hotelu Una Vittoria, wypełnione alegoriami raju, mieniące się tęczą mozaik (Novembre jest w tamtym czasie dyrektorem artystycznym w firmie Bisazza), ociekające hedonistycznym przepychem. Wreszcie postanawia zbudować prawdziwy dom. Taki, do którego będą pasowały tylko dwa klucze: jego i jej. Candela wraca.
Fabio znajduje dla nich miejsce w sercu mediolańskiej dzielnicy mody, w starej opuszczonej fabryce skór. Żeby jak najmniej uronić z życia rodzinnego, anektuje też sąsiadujący z warsztatem dawny skład bananów, w którym urządza studio. Pośrodku dziedzińca sadzi judaszowiec, drzewo, na którym ponoć powiesił się niewierny uczeń Jezusa. Z przekory - żeby wśród fabrycznych murów zasiać ziarno zieleni i udowodnić, że symbol marnego końca może stać się ikoną nowego początku.
Tu zaczyna się wątek osobisty, który projektant snuje tworząc architektoniczną wizualizację własnej historii miłosnej. - Postanowiłem, że zamieszkamy wśród liści i konarów - mówi i z rozmachem rozwija na fasadzie budynku swoją interpretację Drzewa Poznania Dobra i Zła. Centralny słup wspierający nadwieszoną od strony dziedzińca górną kondygnację to pień. Wyżej pojawia się zielona korona w postaci mozaiki Bisazza. Drobne szklane kostki pokrywają całą ścianę piętra i po stropie podcienia parteru wpełzają do dużej jasnej kuchni, gdzie rozlewają się na suficie. Tu na tle zieleni materializuje się kolejny symbol z biblijnej Księgi Rodzaju - wąż. Wykonany przez zaprzyjaźnionego artystę Sandro Chia, groźny rozmiarami i krwistą czerwienią szklanych łusek, wydaje się oczywistą przestrogą, ale Fabio, który nigdy nie przepuści okazji, by przeciwstawić się przesądom, zapewnia, że gad jest oswojony. - W moim raju wąż jest wyrazem dobra, opiekuje się rodziną - mówi z uśmiechem.
W salonie Novembre, zapiekły krytyk burżuazyjnego stylu życia, pali tradycyjną drewnianą boazerię. Oczywiście nie własnymi rękami; robi to za niego fachowo młody Holender Maarten Baas, autor słynnej kontrowersyjnej kolekcji nadpalonych mebli Smoke. Dekadenckiej czerni osmalonych ściennych paneli dodaje dramatyzmu towarzystwo czarnej maski, która okazuje się rewersem fotela autorstwa samego gospodarza, i niezwykłej lampy Duilio Forte - tajemniczej szkieletowej konstrukcji z kutego metalu i kryształów, ni to z przeszłości, ni z przyszłości. Nowoczesne sofy ubrane w kamuflaż moro są kolejnym zaprzeczeniem mieszczańskiego schematu. Potrzebę otwartości, która jest jedną z cech definiujących indywidualność designera, zaspokaja wielka przeszklona ściana - wspomnienie fabrycznej przeszłości salonu.
Przestrzenie przenikają się w każdym zakątku domu. Kuchnia szklaną ścianą otwiera się na dziedziniec, łazienka łączy z sypialnią, nawet granica oddzielająca studio od części mieszkalnej jest płynna i niejednoznaczna. - Nie potrafię oddzielić życia od pracy - mówi Fabio. I urządza swoją pracownię tak, by można było w niej zapomnieć o zawodowym rygorze. We wnętrzu dominuje niezwykła sofa-rzeźba And - bardziej koncepcja przestrzenna niż mebel, która ma, według słów projektanta, wywoływać zawirowania emocjonalne. Na pewno nietrudno ich doświadczyć wśród zmysłowych form wypełniających studio. I nie ma w tym sprzeczności, bo dla Novembre praca to życie, a życie to miłość.
- Chcę kochać aż do śmierci! - zapewnia. I oprowadza nas po swoim prywatnym Edenie, dzielonym z Candelą i dwiema córeczkami, Verde i Celeste, gdzie zasada: "jedno jabłko dziennie" trzyma przesądy na dystans.