Jaskrawa historia polskiego neonu

Kina, teatry, dworce kolejowe i domy kultury w całej Polsce - wszystkie oznakowane neonowym szyldem. Zamieniającym szare ulice miast w prawdziwą feerię kolorów. Są tu od ponad 70 lat. I choć w tym czasie masowo zgasły dwa razy - w 1939 roku, tuż przed wojną i w połowie lat 70. - dziś ponownie dodają blasku nadwiślańskiej architekturze.
fot. Narodowe Archiwum Cyfrowe

Nowa Warszawa nocą

- Coraz ładniejsze są neony w Warszawie. Jest ich też wreszcie coraz więcej. Widać także wiele pomysłowości w projektach i wykonaniu. (...) Widzimy światła więcej, choć jeszcze za mało. Widzimy też, że w niektórych neonach nie palą się pojedyncze litery. To trzeba natychmiast uzupełniać. Psują całość. - pisali dziennikarze "Stolicy" w 1956 roku. W ich redakcji po przeprowadzeniu sondażu pod hasłem "Chcemy miasta nowoczesnego" okazało się, że mieszkańcom Warszawy najbardziej brakuje "koloru, światła i przestrzeni". Stąd pomysł rozświetlenia stołecznych ulic.

fot. Narodowe Archiwum Cyfrowe

Szczęśliwe, pęd do zmian zbiegł się z odwilżą po śmierci Stalina. Władze miasta mogły pozwolić sobie na odrobinę estetycznej swobody. W efekcie, uwaga ratusza skupiła się wokół Marszałkowskiej Dzielnicy Mieszkaniowej i ulicy Puławskiej - monotonnej, socrealistycznej zabudowy w samym sercu Warszawy.

Zamontowanie świateł w Śródmieściu powierzono przedsiębiorstwu państwowemu "Reklama", które w 1956 roku zatrudniało ponad 300 osób. Firmie zlecono oświetlenie Puławskiej po całej jej ówczesnej długości. Koncepcja, podobnie jak wiele innych, szybko upadła ze względu na koszty i trudności w wykonaniu - niektóre z projektów wymagały nawet pięciometrowych elementów, które technicznie były niemożliwe do zamontowania.

Do dziś w pracowni nadal istniejącej "Reklamy" (działającej od 1993 roku jako firma prywatna, zatrudniająca obecnie mniej niż 10 osób) znajduje się ponad 5000 szkiców pośród których większość nigdy nie została zrealizowana.

Prace nad iluminacją

fot. Ilona Karwińska

Przygotowanie jednego neonu trwało nawet 3 lata. Po wstępnym szkicu, projekt musiał być zaakceptowany przez Naczelnego Plastyka Warszawy, a dopiero później wykonany i zainstalowany. Dlatego ulice Warszawy światłem wypełniały się stopniowo.

Jednym z pierwszych neonów powstałych w latach 60. była Siatkarka przy pl. Konstytucji 4. Wybijającą się do skoku kobietę z mrugającymi przez wysokość kilku pięter piłkami zaprojektował ceniony plastyk Jan Mucharski w 1961 roku. Chwile później powstały takie szyldy jak złocisty "Jubiler" przy ul. Grójeckiej, "Dancing" nad Nowym Światem czy "IZIS" nieopodal MDM-u. Również ul. Puławska - choć nie na taką skalę jak zaplanowano pierwotnie - świeciła po zmroku coraz intensywniej.

Kolorowe światła zaczęły gasnąć już w połowie lat 70., kiedy miasto ze względu na zadłużenia Gierka musiało coraz bardziej zaciskać pasa i ograniczać horrendalne wydatki na prąd. Kolejne, jeszcze bardziej dramatyczne straty rozpoczęły po 1989 roku, kiedy arcydzieła plastyków zastąpiły krzykliwe i zwykle tandetne reklamy. Natomiast część z nich, która nie została zdemontowana, a w międzyczasie straciła właściciela, szybko popadła w ruinę.

Odkryć dawny fenomen

O neonach w 2005 roku przypomniała stolicy fotograf Ilona Karwińska przygotowując wystawę "Polski Neon". Zbierając materiały natrafiła na trop rozebranych instalacji, które przekazano do utylizacji. Część z nich udało się odzyskać. Dziś, możemy je oglądać w Muzeum Neonów, które Karwińska otworzyła w maju tego roku.

Niektóre ze świetlnych instalacji udało się nie tylko uratować przed zniszczeniem, a nawet przywrócić im życie. Przykładowo, Siatkarka z Pl. Konstytucji w maju ubiegłego roku dzięki inicjatywie malarki Pauliny Ołowskiej zaświeciła na nowo. Podobnie stało się z charakterystycznym globusem biura Orbis, który jeszcze kilka lat temu był martwym stelażem, a dziś niebiesko-czerwonym światłem dekoruje Al. Niepodległości.

fot. Bartosz Bobkowski // Agencja Gazeta

Na ratunek ruszyła też grupa projektowa Dolce Luce, która w neonach widzi znacznie więcej niż typową, świetlną dekorację.

- Żywotność szklanej rurki z gazem szacuje się na około 30 lat, przewyższa więc zawodną instalację elektryczną. Dlatego po skompletowaniu i oczyszczeniu dajemy neonom nowe przewody i zasilacze, czyścimy elektrody, osadzamy w nowym kontekście i na dalszą drogę wyposażamy w ich domniemaną historię, domniemaną - bo dziś nie sposób odtworzyć prawdziwe historie pojedynczych liter, kluczy wiolinowych, kaktusów i skrzyżowanych pistoletów - czytamy na stronie dolceluce.org.

fot. Dolce Luce

W ich ręce często trafiają zaledwie fragmenty dawnych szyldów. Jednak solidne czyszczenie, nowy sposób aranżacji i  kolejni właściciele działają na stare przedmioty jak wehikuł czasu.

Warszawa w budowie

fot. Wojciech Okulśnik // Agencja Gazeta

Nie tylko neony zyskały nowe życie. Ich pojawienie się tchnęło energię w zaniedbane konstrukcje na terenie Warszawy. Architekci, którym powierzono odnowienie zniszczonych obiektów, sięgnęli po elektryczne szyldy aby tak jak dziennikarze "Stolicy" sześć dekad temu, przywrócić "kolor, światło i przestrzeń" do nadwiślańskiej metropolii.

Śladem klubo-kawiarni PKP Powiśle, do której jarzeniowy szyld jak magnes przyciąga młodych Warszawiaków, poszli restauratorzy kina Iluzjon, które dzięki nowej iluminacji ma szansę raz jeszcze zostać kulturalnym centrum Mokotowa.

fot. Kuba Atys// Agencja Gazeta

Czar neonowych iluminacji docenili również architekci odpowiedzialni za odświeżenie hali głównej stołecznego Dworca Centralnego, gdzie neonami "Prasa", "Cafe", "Kwiaty" ozdobiono punkty przemysłowo-gastronomiczne.

Neonom ulegli też mieszkańcy - podczas nocy otwarcia Muzeum Neonów na warszawskiej Pradze pojawiło się ponad 10 tysięcy gości. Przyszli nie tylko ci, którzy pamiętali jarzeniowe iluminacje w czasach świetności, ale przede wszystkim ich dzieci, które mając coraz większy wpływ na współczesną estetykę Warszawy chętnie urozmaicają ją neonami.

ZOBACZ WIĘCEJ ZDJĘĆ >>

Więcej o: