Szwedzkie abecadło

Drewno, dużo bieli, coś starego, coś z designu i coś z Ikei - tak najprościej można określić szwedzki styl

Tekst: Karolina Świderska

Źródło:

embed

Okna parterowego mieszkania Katji przyciągają wzrok. Jedyne w okolicy nie mają krat, żaluzji czy firanek. Pozwalają podejrzeć kawałek życia mieszkańców. Tak jak w Skandynawii. - Włamanie? Owszem, były próby, ale okna są zabezpieczone. I staram się o tym nie myśleć. To kwestia psychiki - mówi Katja, Szwedka mieszkająca w Polsce od dziesięciu lat. - Gdy ktoś naprawdę chce się włamać, to i kraty nie pomogą. Zamknięte osiedla, których w Polsce tak dużo powstaje, pokazują, że ludzie chcą się tu odgradzać. W Warszawie jest najwięcej takich osiedli w całej Europie.

Do Polski przyjechała w roku 1996. Do narzeczonego, którego poznała w Londynie. On studiował ekonomię, ona architekturę wnętrz. Chaotyczna, brudna Polska jej nie przeraziła. - Pamiętam głównie ludzi. W Warszawie od początku czułam chęci, ambicje - mówi Katja. - W Szwecji jest stagnacja. Mój mąż uważa, że jest nudna, bo wszystko tam poukładane. Napisała pracę dyplomową 'Warszawa - miasto w trakcie zmian' - o powojennej odbudowie, przemianach po 1989 r., nowym przeznaczeniu budynków socu. Żeby się do niej przygotować, zwiedzała Warszawę na rowerze z podręcznikiem historii architektury. Zachwyciły ją babcie sprzedające jabłka pod Halą Mirowską. - W Anglii i Szwecji owoce i warzywa nie mają już prawdziwego smaku. To był dla mnie luksus - wspomina.

Dziś czuje się zintegrowana z Warszawą i nadal uważnie się jej przygląda. Chciałaby, żeby zachowano równowagę między budynkami komercyjnymi i ośrodkami kultury. - Powstają biurowce, pięciogwiazdkowe hotele i centra handlowe. Teraz proszę nam dać tę drugą część do życia. Za mało jest też miejsc dla dzieci, kawiarenek, w których matki z dziećmi mogą czuć się swobodnie - uważa. - W Szwecji w kawiarni nikt się nie obraża, że dziecko trochę krzyczy. Dzieci, niepełnosprawni mają te same prawa co biznesmeni. Zamieszkała z mężem i dziećmi w kamienicy z 1930 r., którą krok po kroku remontują.

Katję interesuje w projektowaniu łączenie starego z nowym, balansowanie na granicy tego, co można dodać do istniejącego już budynku, a co by go zepsuło. - W Szwecji ludzie nauczyli się odnawiać stare budynki i przedmioty, tak by nie zatraciły swojego charakteru. Na Żoliborzu widziałam, jak modernistyczne wille okłada się piaskowcem i wymienia białe okna na mahoniowe. To powinno być zabronione. Nie mogę zrozumieć, dlaczego Polacy nie doceniają tego, co stare - przyznaje. - Nawet tak kontrowersyjny Pałac Kultury powinien być zabytkiem. To właśnie jest ciekawe, że można zobaczyć w mieście różne warstwy historii. Moja koleżanka z Londynu od razu chciała zobaczyć soc, którego dotąd nie widziała, a Fostera tak, nawet u niego pracowała.

Mieszkanie urządziła po skandynawsku. Drewno, jasne kolory. - Rzadko w szwedzkich domach widzi się jeden styl, bo nie zmieniamy często mebli, nie wyrzucamy starych, żeby kupić nowe, modne - opowiada Katja. Część dziedziczy się po rodzinie, do tego dodajemy trochę nowych, trochę designerskich, zawsze jest coś z Ikei. Ale Ikeą nie urządza się domów od a do zet, bo to produkcja masowa. Zmienia się jedynie dodatki, tapety, kolor ścian. Ludzie nie boją się tanich, surowych materiałów, np. sklejki. Mają podobny styl niezależnie od majątku. Nie pokazują bogactwa nawet po samochodzie. Wiele osób, które wchodzi do Katji, odruchowo wciąga powietrze, żeby poczuć zapach drewna.

Fot. Wojciech Surdziel /AG

Olejowane deski na podłogę przyjechały ze Szwecji, z rodzinnego tartaku. Należał do jej dziadka, teraz prowadzi go ojciec z braćmi. Na drzwiach tartaku widnieje napis: "Drewno jest cenniejsze od złota". Katja wychowała się w Smalandii, w typowym drewnianym domku malowanym tradycyjnie w tej okolicy na czerwono, z białymi obwódkami dookoła framug. W okolicy, w której Ingvar Kamprad założył Ikeę. Drugi dziadek Katji prowadził sklep z meblami, mama skończyła wzornictwo, choć dziś jest terapeutką. - W Szwecji ludzie lubią zajmować się domem , urządzać go. Bardzo popularne są programy "Zrób to sam" - opowiada Katja. - Każdy sam maluje, projektuje, w szkole dzieci mają zajęcia z wzornictwa. Mój 75-letni dziadek ułożył kafelki w łazience. Babcia do dziś tka chodniki. To też protestancka oszczędność.

Fot. Wojciech Surdziel /AG

Tak jak w większości szwedzkich domów centralnym miejscem jest jadalnia połączona z kuchnią. - Szwedzi są domatorami, lubią przytulne dla rodziny miejsca - tłumaczy dalej Katja. - Lubią też zapraszać gości na obiad. W moim domu zawsze jedliśmy posiłki razem i wszyscy też je razem przygotowywaliśmy. rzez Szwedzkie Towarzystwo Rzemiosła i Wzornictwa potwierdziły, że w większości domów życie rodzinne toczyło się w kuchni, a w dużym pokoju tylko stały meble. Dlatego kuchni przyjrzano się dokładnie i teorię wcielono w życie. Setki nauczycieli jeździło po najbardziej oddalonych zakątkach kraju, by nauczyć młode małżeństwa, jak funkcjonalnie meblować dom, jak rozmieścić sprzęty kuchenne i meble, by się nie nachodzić.

Fot. Wojciech Surdziel /AG

Pokój dwóch synów Katji (surowy, jak nie dla dzieci) przypomina obrazy szwedzkiego malarza Carla Larssona. Album z jego akwarelami wydany w 1899 r. wypromował to, co dziś nazywamy stylem skandynawskim. Larsson sportretował swoją rodzinę i życie codzienne na farmie w Sundborn. Dom, który urządziła jego żona Karin, był jasny, słoneczny, miał malowane na biało meble, drewniane podłogi i tkaniny w granatowo-białe paski i czerwone kratki. Był mieszanką tradycyjnego szwedzkiego rzemiosła i nowinek z Zachodu, m.in. Bauhausu. Album "Ett hem" ("W domu") sprzedał się w milionach egzemplarzy i zainspirował do zmian - do rezygnacji z ciężkich dekoracji, ciemnych mebli i zasłaniających okna grubych kotar.

Źródło: Wysokie Obcasy

Więcej o:
Copyright © Agora SA