Wnętrza: dekadenckie mieszkanie w nowojorskiej kamienicy

Piękna dekadencja
Fort Green, północno-zachodnia część Brooklynu. W okna XIX- -wiecznych kamienic zaglądają stare platany. Carl Hancock Rux, artysta interdyscyplinarny, nie przypadkiem trafił w to miejsce. Urodzony w Harlemie, z bagażem trudnego dzieciństwa, dzięki talentowi i niezwykłej energii szybko wybił się na niezależność, zjednując sobie odbiorców i krytyków. Dziś ma na koncie kilka tomików poezji, dwie powieści, kilkanaście sztuk teatralnych, płyty z kombinacją wierszy, soula, rocka, hip-hopu, jazzu i bluesa, występy w Europie, Afryce i Indonezji, a także etykietkę "jednego z najbardziej obiecujących twórców" przyklejoną przez "New York Times Magazine", który zaliczył go do grona 30 artystów przed trzydziestką o największym potencjale dla rozwoju kultury w najbliższym trzydziestoleciu. Ale przyjaciele i miłośnicy jego talentu zgodnie potwierdzają: mimo tych sukcesów Carl się nie zmienił. Głównym motywem jego działania wciąż jest młodzieńcza społecznikowska pasja; nadal najbardziej interesują go ludzie z najbliższego otoczenia i problemy, jakimi żyje lokalna społeczność. Dlatego wybrał Fort Green, dzielnicę, która wykazuje wiele analogii z Harlemem. Oba dystrykty założyli dawno temu holenderscy osadnicy, oba też - choć dzieli je środkowy Manhattan i cieśnina East River - mają za sobą zadziwiająco podobną historię. A historia jest właśnie tym, co poetę zawsze najbardziej pociągało.
fot. Stefania Giorgi/Living Inside
Kto tu mieszka?
Carl Hancock Rux amerykański poeta, pisarz, dramaturg, muzyk i performer.
Gdzie? W Nowy Jorku.
Metraż: ok. 300 m2 dwupoziomowy apartament.
Gospodarz, poeta-buntownik, kronikarz zafascynowany lokalną historią.

Prawdziwa historia
Kroniki Fort Green to, podobnie jak w przypadku Harlemu, zapis nędzy i niedoli dawnych mieszkańców. Życie w pozbawionych wody i kanalizacji ruderach, bez perspektyw i pod stałą groźbą eksmisji, a następnie konflikt, jaki wybuchł pomiędzy mieszkańcami a deweloperami, którzy w pierwszej połowie XIX wieku, po uruchomieniu połączenia promowego Brooklynu z Manhattanem, dostrzegli w połaciach slumsów atrakcyjne tereny pod budowę luksusowych kamienic dla nowojorskiej klasy średniej - to wszystko opisał Carl-społecznik w 2005 roku na łamach lokalnego miesięcznika "The Brooklyn Rail". Mieszkał już wtedy od pewnego czasu w Fort Green i z zapamiętaniem tropił ślady wydarzeń, które ukształtowały charakter dzielnicy. Kilka miesięcy wcześniej znalazł tu, w kamienicy z 1867 roku, mieszkanie swoich marzeń: noszące ślady dawnej, typowej dla tego rejonu miasta elegancji, ale odpowiednio... zniszczone. Z nalotem patyny i piętnem wspomnień, rozpiętych pomiędzy wielkością a upadkiem.
fot. Stefania Giorgi/Living Inside
Fragment kamienicy z charakterystycznymi schodami przeciwpożarowymi.

Wnętrza były zapuszczone, ale czasownik "odnawiać" w prywatnym słowniku Carla nie figuruje. Zafascynowany zdjęciami Kanadyjczyka Roberto Polidoriego - emocjonalnymi obrazami zrujnowanych rezydencji kubańskich bogaczy z niegdyś świetnych, dziś podupadłych dzielnic Hawany - nosił ze sobą ich obraz jak talizman w kieszeni. - Nie zależało mi, żeby to mieszkanie skrupulatnie odrestaurować i przywrócić mu dawny blask - przyznaje. - Podobała mi się właśnie jego niszczejąca architektura, spłowiałe ściany, ukruszone sztukaterie. Chciałem zachować wszystko, co uwidacznia dzieje tego miejsca i w ten sposób ogarnąć całą jego historię.
fot. Stefania Giorgi/Living Inside
Mimo objawów zniszczenia klatka schodowa wygląda jak żywcem przeniesiona z XIX stulecia. Carl zastosował tu zestaw kolorów podpatrzonych we wnętrzach zrujnowanych hawańskich rezydencji.

Archiwum przemijania
Apartament nie został więc tradycyjnie odnowiony, a raczej "przygotowany do zamieszkania" według ścisłych wytycznych nowego właściciela. Doszorowano zdarte drewniane podłogi, doczyszczono ściany, nie zważając na odłażące przy tej okazji leciwe powłoki malarskie, oskrobano z wieloletniego nalotu framugi wysokich okien i piękne drewniane okiennice. W łazience skuto ponad metr tynku, odsłaniając "lamperię" z surowej cegły. W kuchni połączonej z jadalnią wykonano nową posadzkę, układając na starym podłożu grube płyty marmuru, dzięki czemu aneks kuchenny wzniósł się kilka centymetrów ponad poziom pomieszczenia. Nawet najbardziej nieopierzony architekt wnętrz złapałby się za głowę: marmur i gotowanie to zestaw najgorszy z możliwych! Ten gatunek kamienia jest nasiąkliwy jak gąbka, chłonie "kwaśne, słodkie i tłuste", rozkwitając plamami nie do usunięcia - wystarczy pół roku i po elegancji pozostają wspomnienia. Ale Carlowi w to graj! Materiał, który w kuchennych warunkach zestarzeje się z klasą i bardzo szybko, spełniał jego oczekiwania. I cóż, że trochę w tym szachrajstwa - wszak wrażenie starości marmurowej posadzki nie jest autentyczne - ale za to jak wspaniałym, szlachetnym i dyskretnym dopełnieniem dla innych, prawdziwie wiekowych elementów są szarawo żyłkowane płyty.

Biurko Jackie Onassis
Gospodarz zadbał jednak, żeby podobne mistyfikacje ograniczyć w mieszkaniu do niezbędnego minimum. Dlatego z zapamiętaniem i z przyjemnością, zbieractwo to bowiem obok społecznikowskiej kolejna jego pasja - zapuścił się w gąszcz nowojorskich zaułków w poszukiwaniu mebli z autentyczną historią. Tym sposobem do domu trafiło wiele niezwykłych eksponatów. Zaprzyjaźniony antykwariusz wynalazł dla niego perełkę: stół, który służył podobno za biurko samej Jacqueline Kennedy Onassis, kiedy w ostatnich latach życia, już po śmierci greckiego armatora, pracowała jako redaktorka książek w wydawnictwie Doubleday. ? Nie wiem, czy to prawdziwa historia, ale obraz eleganckiej Jackie, przerzucającej strony przy tym stole, bardzo przypadł mi do gustu - śmieje się Carl. I wciąż gromadzi nowe stare przedmioty. Wspomniany historyczny stół otrzymał do towarzystwa zestaw francuskich krzeseł vintage oraz... kościelną ławę. Obok pyszni się klubowy fotel, obity wysiedziałą przez lata użytkowania skórą, a przy rzeźbionym kominku stoi rząd drewnianych krzesełek z jakiejś przedwojennej poczekalni. Podniszczoną tapicerkę mebli pokrywają strzępy starych futer. Na komodach, obok spłowiałych lusterek, leniwie wirują zmęczone pracowitym życiem wentylatory. Po kątach ukrywają się skrzypiące sekretarzyki, w których połowy szuflad nie otworzysz żadną siłą, połyskują szybki stuletnich lekarskich witrynek.

Stare z nowym
Anatomia przemijania, archiwum zapomnienia, miejscami ożywione nieoczekiwanym akcentem nowoczesności - jak w salonie, gdzie obok wiekowego stolika z kutego żelaza lekko kołysze się słynny kremowy bujak Eamesów. - Większość moich rzeczy to starocie, ale od czasu do czasu lubię wymieszać je z czymś nowszym - przyznaje Carl. - Dla mnie zbieranie i zestawianie tych dziwnych przedmiotów to tylko kolejny sposób tworzenia poezji. W mieszkaniu trudno dopatrzyć się czytelnego stylistycznego klucza. Carl wybiera przedmioty spontanicznie, sięgając tylko po te, które budzą w nim emocje. Głowa Buddy, francuskie metalowe krzesło z lat 30., jeszcze starszy stół i emaliowany kubek.
fot. Stefania Giorgi/Living Inside
Ceglaną ścianę zestawiono z płytami marmuru i piaskowca. Sedes "Kidney Lid" (wzór z 1930 r.) pochodzi z firmy Case. Rzeźnicką wagę Carl kupił na starociach. W kąpieli towarzyszy mu wizerunek urodzonego na Brooklynie ekspresjonisty Basquiata, który zmarł tragicznie w wieku 28 lat, u szczytu artystycznej kariery.

Sypialnia
Sypialnia najsilniej ucieleśnia klimat upadłego majestatu, o który chodziło właścicielowi. Nastrój siedziby schyłkowej arystokracji podbijają draperie delikatnych spłowiałych tkanin.
fot. Stefania Giorgi/Living Inside
"Zbieranie i zestawianie tych dziwnych przedmiotów to tylko inny sposób tworzenia poezji."

Hol i pokój klubowy
Fragment holu. Przecierane ściany, złocona framuga drzwi, surowa cegła i mnóstwo antykwarycznych drobiazgów kreują tu obraz wspomnienia po dawnej świetności apartamentu. Stary wentylator przydaje się podczas letnich wilgotnych upałów.
fot. Stefania Giorgi/Living Inside
W 300-metrowym mieszkaniu jest wiele miejsc, w których można poczytać, napisać wiersz lub porozmawiać. "Pokój klubowy" pełni w zależności od potrzeby rolę biblioteki, pracowni lub miejsca spotkań z przyjaciółmi.