"Downtown Abbey", bo to o nim mowa, opowiada historię rodziny Crowley’ów - a dla tych arystokratów każdy talerz, każdy kieliszek, każdy sztuciec jest elementem towarzyskiej gry i rytuału. Jeden nieostrożny ruch może zdradzić, co kryje się za maską i jaka jest prawdziwa twarz człowieka. Podczas eleganckich, wielodaniowych kolacji na stole pojawia się porcelana w subtelne florystyczne motywy ze złotymi rantami, monogramami i herbem rodu. Goście biorący udział w tym "teatrze stołowym" popijają z kryształowych, delikatnych kieliszków, na które w tamtych czasach mogli pozwolić sobie jedynie najbogatsi. Każdy z zaproszonych gości miał ich przed sobą minimum pięć - oddzielnie do wody, białego i czerwonego wina, szampana i porto. Nad tym, by zawsze były perfekcyjnie czyste i lśniące, a także dopasowane do okazji i trunku czuwał kamerdyner rodziny - pan Carson. Do jedzenia używano zaś srebrnych sztućców polerowanych codziennie przez służbę przez wiele godzin. Ta oficjalna oprawa nie służy tylko jedzeniu - był to sposób utrzymania hierarchii i porządku. Hrabina Violet (grana znakomicie przez Maggie Smith) wielokrotnie wielokrotnie podkreślała swoje przywiązanie do "właściwego sposobu robienia rzeczy".
Ponieważ akcja "Downtown Abbey" dzieje się w Wielkiej Brytanii niebotycznie ważną rolę odgrywało w niej wspólne picie herbaty. To nie tylko przez wieki uwielbiany przez Brytyjczyków napój, ale i to okazja do plotek, wymówka do flirtów i tło do potyczek słownych. Sam wybór zestawu, w którym zostanie ona zaserwowana gościowi mógł już być sygnałem szacunku lub pasywną potwarzą. Dla konserwatywnej Lady Violet herbata to rytuał niepodlegający "kaprysom niższych klas" czy jakimkolwiek nowoczesnym trendom. Podawała ją z wyższością, decydując komu, ile i jak nalać. Najczęściej sięgała po złoconą, klasyczną cienką porcelanę, którą zdobiły ręcznie malowane motywy geometryczne lub botaniczne (najczęściej róże). Z kolei Cora i Isobel, które łączyła skomplikowana, ale pełna wzajemnej ciekawości relacja, prowadziły nad filiżankami rozmowy pełne napięcia, zawsze w cieniu porcelanowego dzbanka - w ich przypadku sam gest nalewania herbaty był albo wyrazem aprobaty, albo pasywnej agresji.
Nad tym, by stół był nie tylko miły dla oka, ale i autentycznie zgodny edwardiańską z epoką czuwała scenografka serialu i dekoratorka wnętrz Judy Farr. Dobierała naczynia bardzo świadomie - ciemniejsze wzory stanowiły tło do poważniejszych rozmów, a te jasne i pastelowe towarzyszyły bohaterom przy lekkich, spokojnych spotkaniach. Każde naczynie musiało pasować do pozycji portretowanego rodu - arystokracji z tradycjami, ale nie ekstrawaganckiej. Na planie pojawiały się naczynia z prawdziwej porcelany, srebra i kryształów - żaden inny materiał nie odbijałby światła świec w czułych kamerach tak dobrze. Poza smukłymi lichtarzami (z których część to antyki), na stole pojawiały się także subtelne dekoracje kwiatowe dopasowane do strojów bohaterek - Farr najczęściej decydowała się na róże, piwonie, lilie, lawendę. Serwetek nigdy nie składała w przesadnie fantazyjnie formy. Przyświecała jej zasada "prawdziwa klasa to prostota".
Dziękujemy za przeczytanie artykułu!