z Jerzym Garą z ośrodka "Jerzy dla Jeży" w Kłodzku rozmawiał Marcin Kozłowski
Jerzy Gara: W sezonie opiekuję się kilkoma, chociaż wiem, że w kraju jest ich stosunkowo dużo. Największy problem tkwi w tym, że ludzie, którzy zrobią krzywdę takiemu zwierzakowi, zupełnie nie zdają sobie z tego sprawy. Rozmawiam z osobami, które koszą miejskie trawniki. Twierdzą, że nigdy nie spotkały jeża i nic mu nie zrobiły. Tymczasem jeż w wysokiej trawie, chwastach jest często niewidoczny, przykryty liśćmi.
Jeżyk był w strasznym stanie. Oskalpowany z kilku stron, nie było już sensu przedłużać jego cierpień. W bezpośrednim sąsiedztwie, w którym znaleziono jeża, nie było ostatnio koszonych trawników. Sądzę, że powoli przewędrował kawałek drogi. Koniec takiego zwierzaka jest dramatyczny, bo cierpi nie tylko z powodu odniesionych obrażeń. W ranach muchy składają jaja, wylęgają się tam larwy. To przykre i bardzo bolesne.
Niekoniecznie. Dwa lata temu trafił do mnie piękny, dorodny jeż, którego nazwałem Piławek. Miał mocno poraniony pyszczek, zniszczone oko, zdartą skórę. Mimo to, był w nienajgorszej kondycji. W zeszłym roku wypuściliśmy go na wolność. Jego pyszczek nie wyglądał co prawda naturalnie, ale świetnie radził sobie w ogrodzie i kojcu. Jeżeli urazy jeża nie są zbyt głębokie i zareaguje się odpowiednio wcześnie, są ogromne szanse na pełny powrót zwierzaka do zdrowia.
Dlatego koszenie powinno odbywać się wszędzie systematycznie, bo w niskiej trawie jeż nie będzie mógł się ukryć. Ponadto uważam, że w każdym mieście, na każdym osiedlu powinien być pozostawiony niewielki teren tylko dla dzikich zwierząt, nie tylko jeży, które mogłyby się tam schronić. Reszta powinna być koszona systematycznie, co może zapobiec wielu przykrym sytuacjom.