W Słowniku Języka Polskiego PWN znajdziemy aż dwie definicje kiczu. Po pierwsze jest to: kompozycja plastyczna, utwór literacki, film itp. o małej wartości artystycznej. Według drugiej definicji, przedmiot kiczowaty: wykonany jest z przepychem, ale zupełnie pozbawiony gustu". Wiemy, już że kicz jest określeniem pejoratywnym. Znane łacińskie przysłowie głosi, że o gustach się nie dyskutuje. To, co jednych zachwyca, dla drugich jest szmirą i tandetą.
Początków słowa "kicz" należy szukać w Monachium. To tam właśnie, ok 1870 roku, artyści-malarze, zaczęli używać słowa "kitsch" na określenie marnych dzieł sztuki. Dziś sprawa nie jest już taka oczywista. Istnieje bowiem "kamp" , czyli zjawisko kiczu zamierzonego. Według Susan Sontag - amerykańskiej pisarki, jego istotą jest umiłowanie tego co rozbuchane, przesadzone i sztuczne. Przypomnijcie sobie estetykę filmów Pedra Almodovara - mocne kolory, przerysowane postacie, groteskowe wnętrza.
O urządzenie kiczowatego wnętrza nie trudno. Wyobraźmy sobie sypialnię z gigantycznym łożem z satynowym, pikowanym zagłówkiem. Leży na nim kapa w lamparcie cętki i poduszki z wzorem zebry. Na ścianach tapeta w kwiatki, na oknach mnóstwo figurek aniołków. Zdecydowanie za dużo. Każdy z tych przedmiotów sam w sobie by się obronił. Razem tworzą jednak trudną do przełknięcia całość.
Współcześni projektanci uwielbiają bawić się kiczowatą estetyką. Plastikowe fotele w barokowej konwencji, stoliki w kształcie krasnali, lampki jak znane misie Haribo stały się wręcz klasykami designu i często potrafią osiągać zawrotne ceny.
Fot. kolaż/ mat. prasowe MooiCzy musimy więc rezygnować z przedmiotów ogólnie uznawanych za kiczowate? Nie! Najważniejszy jest umiar. W prosto urządzonej łazience, lustro w różowej, powyginanej ramie będzie prezentowało się pięknie. Stolik z wiewiórką w minimalistycznych wnętrzach, będzie wywoływał uśmiech, a świecący w ciemności budda stojący na białym, prostym regale może być prawdziwą ozdobą. Pamiętajmy jednak - co za dużo, to nie zdrowo!