Wnętrza: z wizytą u Kingi Mostowik

Choć jej szczupła sylwetka emanuje surowym mimowolnym szykiem, od razu widać, że żadna z niej fashion victim: nosi się prosto, najchętniej na szaro lub czarno, maluje oszczędnie, włosy spina w dziewczęcy kucyk. Świetne buty - owszem, te zawsze są mile widziane. Ale już dobierana do pogody, codziennie inna torebka? - O nie, to przepakowywanie! Szkoda czasu - śmieje się. I tłumaczy: - Każdy, kto projektuje, odczuwa pewien przesyt formą, kolorem. W pracy jesteśmy na nich tak mocno skoncentrowani, że prywatnie szukamy raczej kamuflażu, wyciszenia.
fot. Michał Mrowiec
One dwie i skala: Kinga Mostowik przy zaprojektowanej przez siebie prototypowej lampie z lakierowanego MDF z ledowym źródłem światła. Oparty o ścianę obraz "Kot Robert" artysty młodego pokolenia Michała Torzeckiego.
A praca Kingi Mostowik to nie tylko projektowanie wnętrz. To także scenografie dla ważnych wystaw (zbudowaną według jej graficznej koncepcji ekspozycję kieleckiego Muzeum Narodowego w 150. rocznicę Powstania Styczniowego nagrodził Prezydent Komorowski) i dla ciekawych imprez kulturalnych, jak choćby dla gali wręczenia nagród literackiego czasopisma "Chimera". Statuetkę dla laureata również zaprojektowała Kinga, podobnie jak lampy ? odważnie przeskalowane spektakularne modele, które wymyśla najczęściej z potrzeby chwili, jeśli tego, co sobie wyobrazi, nie może znaleźć w sklepie.

Są wreszcie niezliczone stylizacje - zestawy mebli, tkanin i pięknych przedmiotów, komponowane z niezwykłą świeżością spojrzenia. Przez lata pracy jako szefowa stylistów polskiej edycji "Elle Decoration" wymyśliła ich i zrealizowała setki. Rodziny spokrewnionych estetyką bytów; raz monochromatyczne, kiedy indziej przekornie kontrastowe, ale zawsze inspirujące. Zwykłe przedmioty - odpryski natury i codzienności - połączone w zaskakujący sposób, po mistrzowsku, intuicyjnie. Wydobyte z cienia dzięki wzajemnej relacji, niezwykłości kontekstu, naszkicowane na nowo przez precyzyjne światło. I kto wie, czy te właśnie miniwizje nie mówią najwięcej o tym, czym dla Kingi Mostowik jest projektowanie. - Kreatywność nie polega na zestawieniu kompletu mebli tak, "żeby pasowały" - mówi - To raczej zaplatanie różnych wątków, budowanie zgody z odrębności, poszukiwanie harmonii pomiędzy rzeczami z pozoru pospolitymi a wzorniczymi unikatami.
fot. Michał Mrowiec
Widok z otwartej kuchni na salon. Na pierwszym planie, po lewej, kolejny prototyp: podłogowa lampa z dwóch gatunków corianu, czarnego nieprzezroczystego i niebieskiego transparentnego ? model zaprojektowany na zamówienie firmy Corian jako element scenografii ekspozycji na Łódź Design Festival.
Jej dwa żywioły to ruch i zmiana. Pociąga ją wszystko, co nowe, ciekawe; odrzuca bylejakość. Dlatego jej relacje z podróży i z wyjazdów na wielkie światowe imprezy dotyczące designu i mody pochłania się jednym tchem. Bo dla Kingi styl nie jest atrybutem związanym z jedną dziedziną życia; jest patchworkiem wszystkich doznań zmysłowych. Określa go to, jak mieszkamy i jak się ubieramy, ale także: co i jak jadamy, jakie czytamy książki, na jakie chodzimy koncerty. Niezwykła energia i intuicja pozwalają jej łączyć wszystkie te dziedziny i czerpać z nich to, co najlepsze. W każdym mieście wyszuka najciekawszą ulicę, a na niej - najlepszą knajpkę i sklep. Z oferty targów wyłuska to, co za chwilę stanie się supermodne. Stylizuje życie swoje i innych spontanicznie, z nonszalancją i swobodą. Ale i tak najważniejsi są dla niej ludzie: ich marzenia, historie jakie przynoszą. Dlatego gdy któregoś dnia zwrócili się do niej właściciele zakładu wędliniarskiego z Kotliny Kłodzkiej z propozycją zaaranżowania wnętrza sklepu, bo zachwycił ich widziany w jakimś piśmie żyrandol, który zaprojektowała i powiesiła nad swoją wanną, wiedziała, że będzie ciekawie. Im dziwniejsze wyzwanie, tym lepiej; każdy potencjalny klient to przecież warta rozwikłania zagadka.

Zacięcie do organizowania przestrzeni po swojemu wyniosła z domu. Mama, z wykształcenia biolog, zawsze coś tworzyła, przerabiała. Przemalowywała meble i malowała obrazy. To od niej mała Kinga dowiedziała się, że artystą można i trzeba być w każdych warunkach: w czasach gospodarki rynkowego niedoboru w domu nie było dwóch takich samych obiadów z rzędu. - Wciąż coś komponowaliśmy, produkowaliśmy. Tata fornirował meble, po kątach walały się napoczęte robótki; wieczny warsztacik - wspomina projektantka. To właśnie po ojcu, inżynierze odziedziczyła wyobraźnię przestrzenną połączoną z niezwykłą precyzją myślenia. Pewnie dlatego jako dziecko grała na skrzypcach i uwielbiała... matematykę. Dodajmy do tego fantazję i otrzymamy koktajl, pozwalający projektować złożone formy przestrzenne w pamięci i "na kolanie". Tak powstał prototyp wielkiej białej lampy na łukowatym ramieniu, dziś głównej aktorki w salonie. - Została zaprojektowana w trakcie jakiejś sesji, kiedy strasznie się nudziłam - wspomina Kinga - Odręczne rysunki sfotografowałam telefonem i wysłałam mojemu stolarzowi, przez telefon ustaliliśmy też promień łuku i średnicę czaszy. I udało się, lampa się nie przewraca! - dodaje ze śmiechem.
fot. Michał Mrowiec
Kuchnia wymurowana na miarę - betonowa wyspa nakryta płytą grafitowego łupku. Nad blatem żyrandol vintage z berlińskiego bazaru. "W poprzednim mieszkaniu wisiał w przedpokoju, więc każdy o niego zawadzał; nie było dnia, żeby nie oberwał. Tu wreszcie lampa znalazła swoje miejsce" .
O takich jak ona mówi się, że mają iskrę bożą. Nie tylko projektuje; umie z pasją opowiadać o designie i przestrzeni. W archiwalnych numerach "Chimery" można przeczytać jej felietony, w których analizuje współzależności łączące styl i przestrzeń z wynaturzeniami ludzkiej natury. Taki kalejdoskop działań - od refleksji po budowanie konkretu, od projektowania wnętrz, gdzie efekt ma być ponadczasowy i trwały, aż po tworzenie okazjonalnych scenografii, w których nietrwałość uznawana jest za cnotę - daje jej niezwykłą swobodę, dystans i lekkość, które przyciągają do niej ludzi.

Mieszkanie Kingi na warszawskiej Saskiej Kępie w kamienicy z 1937 roku jest trochę podobne do niej samej. Klasyczne i otwarte, przesycone nienatrętnym szykiem. Pozbawione ostrych kontrastów, ale z charakterem. I z fantastycznym światłem, które przenika przez ogromne, prowadzone po łuku okna. Półkolista panorama na tętniące życiem skrzyżowanie - malownicze i, jak to na Saskiej, trochę małomiasteczkowe - staje się zmiennym, wielobarwnym elementem scenografii salonu. Ciepłą dębową posadzkę, która pełni rolę stylistycznej klamry całego wnętrza, wykonał według projektu właścicielki znajomy stolarz; gdyby nie wzór - rzadko u nas spotykana paryska jodełka - można by ją uznać za leciwy autentyk. Sufit pokryty płowym freskiem przeszlifowanej zaprawy to efekt przerwanych w pół kroku prac remontowych. - Kingę zachwyciło odsłonięte przez odpadającą farbę podłoże. Spontaniczność - oto kolejny klucz do filozofii jej działania. Bo czasem warto czegoś nie dokończyć, nie dopiąć. Po to, by spróbować przekuć wadę w zaletę, by było ciekawiej.
fot. Michał Mrowiec
Miejsce pod parapetami Kinga wykorzystała, projektując półki na książki - korytka z cienkiej czarnej blachy. Prosię z żywicy to pozostałość po sesji zdjęciowej.

Sypialnię "urządza" gruzińska tkanina suzani. Lampa z syntetycznego papieru "Midsummer Light" Holendra Torda Boontje. O ścianę oparty obraz Kingi z okresu studiów.
fot. Michał Mrowiec
Kolekcja designerskich krzesełek-miniaturek - drewniane, inspirowane polskim wzornictwem lat 60., obok modeli Pantona i Starcka. Srebrne poroże przyjechało z Amsterdamu.

Kinga Mostowik lubi naturalne materiały. Za ich urodę i zmysłową powierzchnię, za to, że pięknie się starzeją i niczego nie udają.
Zaplecze artystyczne: pralnia z blaszanym zlewem na tle betonu, nad nim barokowy żart - kinkiet z plexi zaprojektowany przez Kingę na potrzeby którejś ze scenografii.
fot. Michał Mrowiec
Hedonistyczna łazienka: nad wanną lampa Ave autorstwa gospodyni, model sprzedawany przez firmę Comforty. Okrągłe lustro - vintage w wydaniu glamour.

Dialog struktur - transparentny Louis Ghost Starcka i rama lustra wyszperana w jakiejś piwnicy.
fot. Michał Mrowiec