Po zakończeniu II wojny światowej w 1945 roku, gdy ustrój socjalistyczny w Polsce był dopiero montowany, architekci mieli względnie dużą swobodę. Głównym zajęciem inżynierów w tamtym okresie była oczywiście odbudowa i uporządkowywanie zniszczonych miast. Większość z architektów zachowało ciągłość pracy i podczas okupacji prowadziła konspiracyjną działalność projektową.
Z tego powodu w pierwszych latach powojennych w kraju powstały obiekty będące kontynuacją przedwojennych modernistycznych prądów. Powstają wtedy m. in. słynne warszawskie budynki: siedziba Głównego Urzędu Statystycznego (proj. R. Gutt), Centralny Dom Towarowy (proj. Z. Ihnatowicz i J. Romański) czy osiedle WSM na Kole ze słynnym pofalowanym blokiem „Uśmiech Heleny” (proj. S. i H. Syrkusowie).
Dopiero początek lat 50. i wprowadzenie socrealizmu jako stylu obowiązującego w sztuce przynosi małą rewolucję. Dlaczego małą? Anna Cymer, autorka książki „Architektura w Polsce 1945-1989” dowodzi, że polski socrealizm był wyjątkowo modernistyczny w swoim wyrazie. Tworzyli go bowiem ci sami architekci, którzy budowali w latach 40. - dlatego można powiedzieć, że socrealizm w polskiej architekturze to modernizm w historyzującym przebraniu.
Chociaż pierwszym skojarzeniem z socrealizmem jest oczywiście Pałac Kultury i Nauki w Warszawie, warto pamiętać, że to budynek zaprojektowany przez architektów radzieckich, a polscy architekci w swoich socrealistycznych projektach w pewien sposób przemycali przedwojenne trendy. Jako przykłady można podać m. in. Dom Partii w Białymstoku (proj. S. Bukowski), osiedle Mariensztat w Warszawie (proj. Z. Stępiński) czy Nową Hutę (proj. T. Ptaszycki).
Socrealizm przetrwał tylko do 1956 roku. Po odwilży następuje czas socjalistycznego modernizmu, który często nazywa się budynkami „źle urodzonymi” (określenie wymyślone przez Filipa Springera). To często architektura odważna, nowatorska i uniwersalna, której gwoździem do trumny okazała się jednak słaba jakość dostępnych ówcześnie materiałów, które fatalnie się starzały. Wiele realizacji z tego okresu zostało zburzonych, zdewastowanych i rozebranych. To właśnie wtedy polscy architekci projektowali takie klasyki jak Pawilon Chemii (proj. J. Bogusławski), Dom Meblowy „Emilia” (proj. M. Kuźniar, C. Wegner i H. Lewicka) czy sklep Supersam (proj. J. Hryniewiecki, M. Krasiński i E. Krasińska) w Warszawie albo Dworzec w Katowicach (proj. „Tygrysy”).
Znamienne dla tego okresu jest też bardzo modernistyczne postrzeganie urbanistyki, będące w zupełnej opozycji do dzisiejszych trendów. Architekci traktowali miasta niczym łąki, na których buduje się tak, aby każdy miał dostęp do zieleni, światła i powietrza. Duże założenia urbanistyczne, takie jak Ściana Wschodnia w Warszawie czy kampusy uniwersyteckie w Lublinie i Toruniu jako środkiem wyrazu operują przede wszystkim przestrzenią między poszczególnymi budynkami. Wielkie osiedla, które wtedy powstawały, jak Sady Żoliborskie czy Osiedle Tysiąclecia w Katowicach do dziś wygrywają w rankingach na najlepsze miejsca do życia w mieście.
Wraz z początkiem lat 70. rozpoczyna się w architekturze „epoka Gierka”, a z nią masowa produkcja mieszkań. Projektanci kreślili wielkie osiedla, czy nawet całe miasta (np. Jastrzębie Zdrój), które realizowano w technologii prefabrykacji. Szybko, choć często niechlujnie wznoszone bloki pozwoliły pozwalały władzy ludowej na zaspokajanie głodu mieszkaniowego.
Dziś „wielka płyta”, tania architektura typu „kopiuj-wklej” z tamtego okresu powoli wraca do łask. Doceniane są walory urbanistyczne i architektoniczne takich osiedli jak Ursynów czy Służew na Dolinką w Warszawie. Chociaż wielka płyta była planowana jako architektura doraźna, bloki z żelbetowych płyt są dość trwale - eksperci jako najsłabszy element tego systemu wskazują łączenia poszczególnych płyt.
Lata 70. to także zalew polskich wsi i mniejszych miast domami jednorodzinnymi typu „kostka”. Warto jednak pamiętać, że było to budownictwo bez profesjonalnych projektantów, a architektura jednorodzinna nie była tematem poruszanym w środowisku zawodowym w tamtych czasach.
Postmodernizm w Polsce zaczyna się rozwijać już w latach 80. Był aktem buntu wobec pogrążonej w kryzysie władzy, narzucanych przez nią norm i wzorców. Najbardziej znany przedstawiciel tego stylu - powszechnie uznawanego za kiczowaty - to wrocławski Solpol, który zaprojektowano jeszcze w latach 80. Prawdziwy postmodernistyczny boom nastąpił jednak w następnej dekadzie, gdzie architekci krzykliwą formą i feerią barw odcinali się od szarej, kontrolowanej PRL-owskiej rzeczywistości.